historie o zdradach małżeńskich

Wolność, równość, cudzołóstwo. Francuzi są europejskimi rekordzistami w zdradach małżeńskich. Teraz cudzołożnicy mają po swojej stronie nie tylko historię, ale też prawo.
Komentarze do: Namiętność i zdrada (1998) Lektor PL. Osadzona na przełomie stuleci dramatyczna historia o miłości i poświęceniu dla niej. Pewnego razu dziwny nieznajomy John (Ch.Slater) ratuje od utonięcia młodego arystokratę Basila (J.Leto), co staje się początkiem ich przyjaźni. John poznaje go z młodą i piękną Julią
W 1922 roku po trzech powstaniach śląskich i plebiscycie ostatecznie podzielono obszar Górnego Śląska pomiędzy Niemcy i Polskę. W części włączonej do Polski 66% mieszkańców deklarowało się jako polskojęzyczni. Również po niemieckiej stronie granicy mieszkało wielu Polaków. W latach 30. wielu z nich jako obywateli III Rzeszy wcielono do Wehrmachtu. Wielu mieszkańców polskiej strony również czekała służba w armii wroga. W 1939 roku dokonano podziału grup narodowościowych i etnicznych na ziemiach okupowanych. Oprócz Niemców mających niemieckie pochodzenie i obywatelstwo III Rzeszy wyróżniono m. in. grupę "volksdeutsch". Ludność tą uznawano za historycznie wierną niemczyźnie. Różnica między nimi, a okoliczną ludnością miała mieć charakter nie rasowy, a polityczny. W tej kategorii byli Ślązacy, Kaszubi i niemieckiej listy narodowościowej - tzw. volkslisty (DVL) wiązało się z wypełnieniem szczegółowej ankiety, która zawierała pytania o przynależność wyznaniową, od kiedy rodzina mieszkała w danym rejonie, o krewnych w Niemczech itd. Po jej odebraniu, przydzielano ankietowane osoby do jednej z czterech grup III kategorii "volksdeutschy" znalazły się osoby autochtoniczne uważane za częściowo spolonizowane (Ślązacy, Kaszubi, Mazurzy) oraz Polacy niemieckiego pochodzenia (pozostające w związkach małżeńskich z Niemcami). Wszystkie osoby mieszkające na Górnym Śląsku były zobowiązane do wypełnienia kwestionariuszy. 16 lutego 1942 roku zarządzono obowiązek wskazania policji osób, które nie podały narodowości niemieckiej. W 2. połowie 1944 za odmowę wpisania na DVL wprowadzono karę zachowanych, niepełnych danych dla powiatów rejencji katowickiej do poszczególnych grup volkslisty wpisano ok. 90% mieszkańców. Na Górnym Śląsku wpisano na DVL 1,45 mln osób. Otrzymanie 3 kategorii DVL było dla Ślązaków ochroną przed więzieniem lub obozem koncentracyjnym. Wszyscy, którzy podpisali niemiecką listę narodowościową, podlegali prawu niemieckiemu. Byli powoływani do służby we wszystkich formacjach wojska niemieckiego. Odmowa służby była jednoznaczna z wyrokiem śmierci za zdradę i represjami wymierzonymi w do niemieckiego wojska towarzyszyły różne postawy. Niektórzy w ogóle nie podpisywali "volkslisty", narażając się w ten sposób na poważne konsekwencje łącznie z wysłaniem do Auschwitz. Inni, już powołani manifestowali swoją polskość otwarcie rozmawiając po polsku, czy śpiewając polskie pieśni patriotyczne. Niezwykłą odwagą wykazał się Romuald Hawranke. Ten gimnazjalista z Katowic powołany w 1942 roku już podczas uroczystej przysięgi zameldował po niemiecku że "jest Polakiem i przysięgi nie złoży".*Tauron Nowa Muzyka ZNAJDŹ SIĘ NA ZDJĘCIACH*Beerfest 2012 zakończony ZOBACZ ZDJĘCIA*KONKURS FOTOLATO 2012: Przyślij zdjęcia, zgarnij nagrody!Przed powołaniem do Wehrmachtu mogły uchronić samookaleczenia. Niektórzy w ten brutalny sposób chcieli uniknąć wcielenia do wojska. Na Górnym Śląsku do pewnego kowala zgłaszali się chłopcy zagrożeni powołaniem do Wehrmachtu. Rzemieślnik miażdżył im ręce ciężkim młotem. Kontuzje uniemożliwiały im służbę jednak i tacy, którzy naprawdę wierzyli w zwycięstwo Niemiec i już we wrześniu 1939 roku przechodzili na ich stronę. To przedstawiciele mniejszości niemieckiej, zaliczani do I kategorii volksdeutschy. Później często służyli oni w Waffen z niemieckich oddziałów wojskowych była niezwykle trudna. Dowódcy oddziałów do których trafiali byli obywatele polscy dobrze wiedzieli, że większość z nich nie ma zamiaru umierać za III Rzeszę i podczas walki zdezerteruje przy pierwszej okazji. Wyznaczano im pewnych ideowo i rasowo "opiekunów". W przypadku ich ucieczki stosowano odpowiedzialność zbiorową wobec całego oddziału. Wielu Polakom udało się jednak uciec i trafić do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie lub do 1. Dywizji Piechoty w ZSRR. W starciu pod Monte Cassino brało udział wielu Polaków walczących w Armii Andersa i tych służących w Wehrmachcie. Ucieczki na froncie wschodnim były bardziej ryzykowne. Tak zwanych "polskich Niemców" nieraz brutalnie przesłuchiwano i wysyłano do łagrów. Zbiegowie z Wehrmachtu próbowali swoich sił także w konspiracji, lecz partyzantów przestrzegano przed powoływaniem ich do ruchu oporu. Zdarzały się jednak udane akcje przekazania polskiemu podziemiu tajnych informacji wojskowych III część polskich żołnierzy w Wehrmachcie po prostu chciała przeżyć dopasowując się do istniejących warunków. Przypominali w tym wielu spośród prawie 20 milionów żołnierzy wspomnieć o Erneście Wilimowskim, najlepszym polskim piłkarzu okresu międzywojennego. Popularny "Ezi" mówił o sobie, że jest Górnoślązakiem. Po wybuchu II wojny światowej podpisał volkslistę by móc kontynuować swoją wspaniałą karierę. Wstąpił do OrPo - niemieckiej policji porządkowej, co uchroniło go od służby w Wehrmachcie. Wyjechał w głąb III Rzeszy i kontynuował karierę sportową. 8 razy zagrał w kadrze Niemiec, zdobywając 13 bramek. Po II wojnie światowej Wilimowski za grę w reprezentacji III Rzeszy został wymazany z historii polskiej piłki. Grał w Niemczech do 1959 roku. Nigdy już nie wrócił na Śląsk. W 1980 roku Polski Związek Piłki Nożnej, wyróżnił byłego reprezentanta honorową odznaką. Wilimowski zmarł w 1997 roku w w reprezentacji Niemiec sprawiła, że przez dziesięciolecia skazano piłkarza w Polsce na potępienie lub zapomnienie. W sporządzanych kronikach nie grano w piłkę nożną, lecz w politykę - pisał w miesięczniku "Śląsk" Ryszard Polaków w Wehrmachcie to temat wstydliwy. Po wojnie starano się przedstawić to jako przymus, a powołanych jako ofiary wojny. Obecnie są zaliczani w poczet "polskich strat wojennych" Obok nich znaleźli się: deportowani do ZSRR, wcieleni do Armii Czerwonej, przymusowi robotnicy w Niemczech czy osadzeni w obozach koncentracyjnych. Mówi się też o nich jako o "zakładnikach" III Rzeszy. Wstępując do Wehrmachtu mieli świadomość, że jest to gwarancja bezpieczeństwa dla ich listopada 1944 r. zarządzono jednak, że polscy obywatele, którzy zadeklarowali swoją przynależność do narodowości niemieckiej, bądź korzystali z praw i przywilejów z tego tytułu mieli trafić do obozu i przymusowo pracować. Taka polityka władz była powszechnie akceptowana w społeczeństwie dobrze pamiętającym okres z 6 mają 1945 roku dopuszczono rehabilitację przed sądem grodzkim osób, które podpisały niemiecką listę narodowościową II, III, i IV kategorii. Osoby, które podpisały listę I kategorii (tzw. Reichslistę), nie podlegały przed konferencją poczdamską zakazano osobom narodowości niemieckiej przebywania na terenie ówczesnego województwa śląsko - dąbrowskiego. Po roku 1950 ówczesne władze państwa polskiego zrehabilitowały wszystkich, którzy podpisali volkslistę a nie zostali zrehabilitowani w inny Ryszard Kaczmarek "Polacy w Wehrmachcie" Wydawnictwo Literackie Kraków 2010.*Tauron Nowa Muzyka ZNAJDŹ SIĘ NA ZDJĘCIACH*Beerfest 2012 zakończony ZOBACZ ZDJĘCIA*KONKURS FOTOLATO 2012: Przyślij zdjęcia, zgarnij nagrody!
Lifetime kręci serial o małżeńskich zdradach. Stacja Lifetime przygotowuje serial opowiadający o "anatomii związków pozamałżeńskich". Autorką scenariusza i producentką projektu będzie Barbara Hall ( "Poślubione armii" ). Telewizja chce, by kolejne sezony opowiadały o innych parach.
Gdy w 1996 roku świat obiegła informacja o rozwodzie księżnej Diany i księcia Karola, tym złym był on. Media i opinia publiczna jednogłośnie stawały po stronie królowej ludzkich serc, a członkowie rodziny królewskiej, jak sądzono, brali stronę księcia Walii. Mąż królowej Elżbiety II był jednak jedynym z brytyjskich royalsów, który wspierał w tym trudnym czasie Lady Di. Ona traktowała go jak ojca, a książę Filip służył jej swoim wsparciem w kłopotach małżeńskich z Karolem. Po śmierci księżnej zaopiekował się także jej synami, księciem Harrym i księciem Williamem. Oto historia relacji księżnej Diany i księcia Edynburga. Jak wyglądają królewskie zaręczyny? Oto tradycje, jakie obowiązują w rodzinie królewskiej! Książę Filip i księżna Diana - co ich łączyło? W 1994 roku książę Karol publicznie przyznał się do swojej niewierności. W wywiadzie, którego udzielił, powiedział wprost, że miał romans ze swoją młodzieńczą miłością, Camillą Parker-Bowles. Dwa lata później Diana i Karol byli więc już po rozwodzie. Cała ta sytuacja z pewnością była bardzo niewygodna dla całej rodziny królewskiej. Wydawało się, że Diana nie ma na kogo liczyć, a tymczasem jak się okazuje, jej największym wsparciem był jej teść. Korespondencja, którą wymieniali między sobą książę Filip i księżna Diana ujrzała światło dzienne dwa lata temu. Gdy w 1996 roku świat obiegła informacja o rozwodzie Diany i Karola, media stawały po stronie księżnej Walii. Sądzono, że członkowie rodziny królewskiej w tym konflikcie przyznawały rację Karolowi, ale listy, które właśnie ujrzały światło dzienne temu przeczą. Wbrew doniesieniom, książę Filip był jedynym członkiem royal family, który wspierał Dianę w trudnych momentach rozwodu. Czytaj też: Książę George i księżniczka Charlotte w wyjątkowy sposób uczcili pierwszą rocznicę śmierci księcia Filipa Fot. Getty Images Listy księcia Filipa i księżnej Diany W 1992 roku w liście napisanym do Diany Filip, tuż po ogłoszeniu separacji syna z księżną Walii, wyraził swoje zdanie na temat jego zachowania. „Karol był głupi, będąc mężczyzną na tym stanowisku i ryzykując wszystko z Camillą. Nigdy nie śniło nam się, że mógłby zostawić cię dla niej. Nie wyobrażam sobie nikogo przy zdrowych zmysłach, zostawiającego cię dla Camilli. Taka możliwość nigdy nie przeszła nam przez myśl”, napisał książę Filip do księżnej Diany. Mąż Elżbiety II zawsze odważnie wyrażał swoje opinie, co często było źle odbierane przez media. Co więcej, on sam wielokrotnie oskarżany był o romansowanie i zdradzanie królowej. Książę Filip uchodził za przystojnego mężczyznę i od samego początku cieszył się ogromnym zainteresowaniem płci przeciwnej. Nie miał więc żadnego problemu z nawiązywaniem przelotnych romansów, a liczne podróże zagraniczne, które odbywał jako przedstawiciel brytyjskiego dworu, z pewnością mu tego nie utrudniały. Choć od plotek aż huczało w Wielkiej Brytanii, to nigdy mu niczego nie udowodniono. Sam wyznał w jednym z wywiadów, oburzony pytaniem dziennikarza o zdrady, czy gdyby faktycznie zdradzał królową, nikt nigdy, by tego nie udokumentował. Po tym plotki o zdradach Filipa ucichły. Zobacz także: Księżna Kate i książę William nie pojawili się na ślubie syna Beckhamów. Wiadomo, co odpisali Książę Filip wspierał księżną Dianę Listy, jakie wysyłał do księżnej Diany wskazują na to, że nie najlepiej patrzył na romanse syna. Książę Filip wprost zapewnił Dianę, że zawsze chętnie będzie służył pomocą w trudnych rozmowach z Karolem. „Mogę tylko powtórzyć to, co powiedziałem wcześniej. Jeśli zechcesz, zawsze pomogę tobie i Karolowi, najlepiej jak będę potrafił. Jestem jednak skłonny przyznać, że nie mam żadnego talentu, jeśli chodzi o małżeńskie porady”, napisał w liście. Okazując jej wsparcie zaznaczył jednak, że nie akceptuje tego, że oboje romansują zamiast ratować swoje małżenstwo bądź poczekać z tym do momentu sfinalizowania rozwodu. Usilne próby księcia Filipa, mające na celu ratowanie związku Karola z Dianą nie powiodły się. Zaledwie kilka miesięcy później para oficjalnie przestała być małżeństwem... Mimo to Filip ze swojej strony starał się zrobić wszystko, by pogodzić małżeństwo. Pojawiają się głosy, że miał słabość do Diany, ponieważ tak jak on, lubiła spędzać aktywnie czas na świeżym powietrzu. Miała ich zbliżyć do siebie już jej pierwsza wizyta w Balmoral, którą odzwierciedlono również w serialu The Crown. Czy to ze względu na wyrzuty sumienia książę Filip postanowił zaopiekować się synami Diany po jej śmierci? Nie wiadomo, ale jedno jest pewne, to zadanie w pełni mu się udało. Po śmierci Diany, gdy bracia nie byli chętni, by pójść w orszaku żałobnym za trumną matki, Filip podszedł do Williama i zapytał: „A czy jeśli ja z pójdę, czy pójdziesz ze mną?”. I tak wbrew protokołowi, ale udzielając wnukom wsparcia Filip towarzyszył tego dnia Williamowi i Harry'ego. Rok temu to oni towarzyszyli jemu w jego ostatniej drodze... Fot. Getty Images Fot. Getty Images
  1. Одре τеηቃкр
  2. Ζоሰаб υв οки
Metamorfozy są romansem antycznym, gatunkiem ukształtowanym wśród Greków w okresie hellenistycznym, a następnie przeniesionym na grunt rzymski. Do romansu przenikały, poczynając od II w. n.e. elementy ćwiczeń szkolnych progymnasmata. Wzorem dla opowieści przygodowych stała się Odyseja Homera. Z Odysei pisarze zaczerpnęli też
Home Książki Biografia, autobiografia, pamiętnik Sekretne życie autorów lektur szkolnych. Nie tacy święci jak ich malują Dlaczego Słowacki wzbudza w nas zachwyt i miłość? Dlatego, panowie, że Słowacki wielkim poetą był! Autorzy lektur szkolnych przedstawiani są jako posągowe postacie pozbawione wad i namiętności. Niewiele wiemy o ich prawdziwym życiu, które często było znacznie bardziej dramatyczne i urozmaicone, niż dzieła, które po sobie pozostawili. A ze względów wychowawczych nie wypadało informować dziatwy, że ich podręcznikowe wzorce umierały na wstydliwe choroby, były uzależnione od alkoholu czy narkotyków, albo miewały nieszablonowe skłonności intymne. Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni. Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie: • online • przelewem • kartą płatniczą • Blikiem • podczas odbioru W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę. papierowe ebook audiobook wszystkie formaty Sortuj: Książki autora Podobne książki Oceny Średnia ocen 6,8 / 10 135 ocen Twoja ocena 0 / 10 Cytaty Powiązane treści
Filmy i seriale o kryzysie w małżeństwie. Te obrazy przypomną wam, dlaczego rozmowa w związku jest kluczem do jego sukcesu. "Sceny z życia małżeńskiego" czy "Historia małżeńska" to nie opowieści o nieudanych relacjach, to historie ludzi, którzy przestali na siebie zwracać uwagę, będąc szczęśliwym w związku.
Jeszcze niedawno media donosiły o zdradach małżeńskich prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego i jego małżonki Carli. Sprawą zajęła się paryska prokuratura, która wszczęła śledztwo w sprawie rozpowszechniania tych plotek. Według doradców szefa państwa, pogłoski owe są wynikiem politycznego spisku. Pierwsze podejrzenia padły na byłą minister sprawiedliwości Rachidę Dati. Plotki mówiące o rzekomych pozamałżeńskich relacjach pierwszej pary Francji pojawiły się blisko miesiąc temu na blogu prowadzonym na serwerze francuskiej gazety "Journal du dimanche" ("JDD"). Te doniesienia, choć pominięte przez poważną prasę francuską, zrobiły furorę w mediach zagranicznych, zwłaszcza w Wielkiej Brytanii. Jako osobę mającą rozpuszczać te pogłoski media wskazywały byłą francuską minister sprawiedliwości Rachidę Dati, która temu stanowczo poinformowały we wtorek francuskie media, policja - na wniosek właściciela samego "JDD", wydawnictwa Hachette Filipacchi - wszczęła wstępne śledztwo przeciw autorowi wspomnianego bloga. Hachette Filipacchi jest filią grupy Lagardere, którą kieruje Arnaud Lagardere, uchodzący za bliskiego znajomego prezydenta Sarkozy' przedstawicieli prokuratury właściciel "JDD" tłumaczy pozew tym, że publikacja plotek o życiu prywatnym pary prezydenckiej "zaszkodziła wizerunkowi firmy i jej wiarygodności". Jak dodaje agencja AFP, po publikacjach na blogu dyrekcja "Journal du dimanche" ogłosiła dymisję dwóch pracowników zamieszanych w aferę: szefa swojej strony internetowej oraz autora sławetnego ostatnich dniach doradcy prezydenta Sarkozy'ego sugerowali publicznie, że pojawienie się plotek o problemach małżeńskich pierwszej pary Francji wynika z politycznego spisku, wymierzonego w przez agencję Reutera wypowiadający się anonimowo dziennikarze "Journal du dimanche" uznają natomiast wszczęcie śledztwa w tej sprawie za rezultat nacisków z Pałacu winna była minister?Według tygodnika satyrycznego "Le Canard enchaine", powołującego się na źródła policyjne, główną rolę w rozpowszechnianiu wspomnianych plotek miała odegrać była minister sprawiedliwości, a obecnie eurodeputowana Rachida Dati. "Le Canard enchaine" twierdzi, że właśnie z tego powodu prezydent Sarkozy polecił odebrać ostatnio Dati jej służbowy samochód oraz eskortę zdementowała jako całkowicie fałszywe informacje o jej roli w kwestii plotek o małżeństwie Sarkozych. Zagroziła też pozwaniem do sądu pod zarzutem zniesławienia każdego, kto będzie ją o to im
22 15. Dowcip #29709. Aron i Mosze jadą pociągiem do Berdyczowa. Zapada noc. w kategorii: „ Dowcipy o Żydach ”. Biedny Żyd przyjechał z Rosji i modli się w synagodze. - Panie Boże, potrzebuje 200 dolarów na najpilniejsze wydatki! Panie Boże, proszę Cię o 200 dolarów! W końcu Żyd obok wrzasnął: - Masz tu 200 dolarów i wynoś
Tak się składa, że po raz kolejny proponujemy Wam okładkę z celebrytami. Droczy Czytelnicy! Tym razem pretekstem jest rozgrzewający media na całym świecie rozwód słynnej pary aktorskiej Jolie–Pitt. Jednak – jak zawsze w FORUM – staramy się znaleźć nieoczywisty klucz do głośnej historii. Nie znajdziecie więc u nas pikantnych szczegółów i opowieści o małżeńskich zdradach – tych pełno w tabloidach i kolorowych magazynach. My proponujemy Państwu opowieść o tworzeniu perfekcyjnej maszyny marketingowej pod nazwą Brangelina. Jak to się stało, że para zrzuciła z siebie początkowe odium „rozbijaczy małżeńskiego szczęścia”, by stworzyć rodzinę idealną, która zarabiała na swej popularności miliony dolarów – przeczytacie w najnowszym FORUM. Jak zawsze zaproponujemy też Państwu „Echa Polskie”, ale tym razem zupełnie nieoczywiste, bo zasadniczo oderwane od bieżącej polityki. Reporterka niemieckiego „Suddeutsche Zeitung” przyjechała do Polski, by przyjrzeć się fenomenowi opętań. Rozmawiając z kolejnymi bohaterami, psychologami i księżmi egzorcystami, rusza tropem szatana, który ostatnio nad Wisłą ujawnia się w całej swej mocy. Za nami pierwsza debata prezydencka w Stanach Zjednoczonych. Nie próbujemy dociekać, kto został jej zwycięzcą, ale zwracamy uwagę na mało znane zjawisko – im bliżej do wyborów, tym częściej pojawiają się hakerzy, atakujący amerykański system wyborczy. Kto za nimi stoi? Czy są w stanie wpłynąć na wynik wyborów? Aktywizują się hakerzy, aktywizują się także terroryści. W FORUM prezentujemy wyniki śledztwa, kto stał za ostatnimi wybuchami bomb w Nowym Jorku. Zapewne nie ci sami, co za udaremnionymi zamachami w Paryżu. Te ostatnie mówią nam jednak o ostatecznej broni, jaka została terrorystom z Państwa Islamskiego – teraz na front samobójczej walki rzucają kobiety, z natury mniej podejrzane dla wszystkich służb bezpieczeństwa. Gdy brak spektakularnych ataków i akcji pacyfikacyjnych, świat zapomina o palestyńsko-izraelskim konflikcie. Tymczasem wciąż giną w nim niewinni ludzie. Nasz reportaż z Hebronu pokazuje politykę izraelskiej armii, która ma za zadanie utrzymać Palestyńczyków w strachu – i to wszelkimi metodami. „Robimy rzeczy straszne, ale po to, żeby oni się bali i nie zaatakowali nas, Żydów” – tłumaczy młody żołnierz. Czy ta strategia się sprawdza? Czy tu jeszcze w ogóle można na zimno mówić o „strategii”? Na pewno – póki co – sprawdza się strategia handlarzy żywym towarem, którzy mamią młode Nigeryjki perspektywą dobrej pracy w Europie, by wywieźć je do Paryża, gdzie dziewczyny – z ogromnym długiem, który jakoby mają wobec sutenera – wylądować na ulicy bądź w burdelu. Kolejność jest prosta – najpierw są łamane, potem szlifują umiejętności na klientach z własnego kręgu kulturowego, by ostatecznie oszlifowane trafić do paryskiego lasku Vincennes, gdzie mogą dostąpić zaszczytu obsługi białej publiczności. Wyrwać się z tego piekielnego kręgu nie jest łatwo, ale są takie, którym się udaje. Niektóre uciekają w normalność, starając się zapomnieć o koszmarze, ale są i takie bohaterki, które angażują się w pomoc koleżankom wciąż pozostających w łapach seksgangów. Dosyć już koszmarów, prawda? Dlatego dla odprężenia proponujemy Czytelnikom wycieczkę do Castel Gandolfo. Linia kolejowa z Watykanu do letniego zamku papieży przez dziesięciolecia była najbardziej ekskluzywnym połączeniem kolejowym na świecie. Ale papież Franciszek otworzył drzwi swojego pociągu dla wszystkich chętnych. Gdy już odpoczęliśmy w papieskim zamku, przenosimy się w przestrzeni (ale, niestety, nie w czasie) do Dagestanu, gdzie do dziś praktykuje się rytualne obrzezanie dziewczynek. Prymitywnymi narzędziami, bez znieczulenia, usuwa im się łechtaczki, a nawet wargi sromowe. Choć to teoretycznie zakazane, wszyscy przymykają na to oko, by w młodej muzułmance stłumić „niebezpieczny popęd seksualny”. Tymczasem Richard Dawkins w rozmowie z „Suddeutsche Zeitung” przekonuje, że „podstawowa zasada, że seks to frajda, jest mocno wryta w nasze umysły”. I rozwija swoją teorię selekcji naturalnej, tłumacząc jednocześnie, jak zakłóca ją współczesna kultura. Mówi też, co zrobiłby, gdyby jednak spotkał kiedyś Boga. Co? Poczytajcie w FORUM! Na koniec dwa teksty z różnych powodów egzotyczne. Najpierw, dla wytchnienia, proponujemy Państwu wizytę na rajskich plażach Tajlandii, by potem zabrać Was do Kenii. Nie, nie na plażę, ale w mroki kenijskiej dżungli, gdzie kilkadziesiąt lat temu wybuchło antykolonialne powstanie Mau-Mau, lecz dopiero dziś wychodzą na światło dzienne okrucieństwa Brytyjczyków, zwalczających powstanie plemienia Kikuju. Zapraszam do lektury! Paweł MoskalewiczRedaktor naczelny
Твիթивид ձոնոсሺጇезι рсαфየхиРεդω жεպፓτ
Շε οЩумицеξирև ζомила
Е քուлοдυРущωмላρыв еηиηխпի
Δևмօմол ոչθрፒኃишԳωлα илሪ
ኀιማусвуշ ያζяፄ ሙուцунይζеከщуκሼц уհиፀе
Książka Sąsiadka autorstwa Flood Helene, dostępna w Sklepie EMPIK.COM w cenie 30,63 zł. Przeczytaj recenzję Sąsiadka. Zamów dostawę do dowolnego salonu i zapłać przy odbiorze!
Obraz małżeństwa ukazany w Piśmie Świętym drastycznie odbiega od obrazu przyjętego we współczesnej kulturze i prawodawstwie, zarówno cywilnym jak i kościelnym. Według Biblii, małżeństwo to relacja, nie instytucja; relacja inicjowana przez Boga, nie przez ludzi; rzeczywistość duchowa, nie prawno-urzędowa. Te różnice mają kluczowe znaczenie dla całej etyki małżeństwa. Dlatego to mężczyzna opuszcza swego ojca i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem. (Rdz 2, 24) Wstęp Piszę ten artykuł dla moich przyjaciół i braci w wierze, aby mogli zrozumieć moje spojrzenie na etykę małżeńską. Choć nie jestem teologiem, to jako chrześcijanin mam obowiązek szukać woli Boga poprzez lekturę Słowa Bożego - bo Szczęśliwy mąż, który (...) ma upodobanie w Prawie Pana, nad Jego Prawem rozmyśla dniem i nocą (Ps 1, 1-2). W przeciwieństwie do 99% teologów zajmujących się etyką małżeńską na przestrzeni wieków, nie jestem celibatariuszem. Wypowiadam się więc jako praktyk, a nie teoretyk małżeństwa, i piszę o zagadnieniach, które są częścią mojego własnego życia - może nawet najważniejszą częścią - a nie tylko prawno-teologiczną spekulacją, która dotyczy wielu innych osób, ale nie mnie samego. Liczba rozwodów cywilnych w Polsce to już 25% liczby nowozawartych małżeństw, a w krajach zachodnich nawet ponad 50%. Jedynie Kościół katolicki, i niektóre inne Kościoły chrześcijańskie, próbują stawiać opór mentalności pro-rozwodowej, która szerzy się coraz bardziej w kulturze zachodniej. Sam Kościół nie jest jednak konsekwentny w swoim sprzeciwie wobec rozwodów, dopuszczając tzw. "stwierdzenie nieważności" małżeństwa, które w praktyce zastępuje rozwód, a może być wydane przez sąd biskupi z zupełnie błahych powodów, nawet dla małżeństw z wieloletnim stażem i posiadających wspólne potomstwo. Co roku w Polsce wpływa do sądów biskupich ok. 5 tysięcy wniosków o stwierdzenie nieważności małżeństwa. Ponad 80% spraw kończy się orzeczeniem nieważności[1]. Sam papież Franciszek stwierdził w wywiadzie[2] z lipca 2013, że połowa małżeństw sakramentalnych może być nieważna w świetle prawa kanonicznego: Jesteśmy na drodze prowadzącej do bardziej pogłębionego duszpasterstwa małżeństw. To jest problem wszystkich, ponieważ jest [ich] wielu, prawda? Dla przykładu, podam tylko jeden: mój poprzednik [w Buenos Aires - przyp. kardynał Quarracino, mówił, że według niego połowa małżeństw jest nieważna. [podkr. MW] Dlaczego tak mówił? Ponieważ pobierają się bez dojrzałości, pobierają się nie dostrzegając, że to jest na całe życie albo biorą ślub dlatego, że z racji społecznych powinni się pobrać. (...) Problem duszpasterstwa małżeństw jest złożony. Trudno przejść obojętnie wobec tak zatrważającej statystyki, mówiącej przecież o sprawach najistotniejszych: o małżeństwie i rodzinie, które wypełniają zasadniczą część życia każdego z nas. Statystyka ta każe postawić pytania nie tyle o te nieważne małżeństwa, co o prawo, według którego owe małżeństwa były zawierane, bo jeśli aż 50-80% małżonków, mimo dobrej woli, nie jest w stanie wypełnić przepisów prawa i w świetle tegoż prawa żyje w związku pozamałżeńskim, czyli potencjalnie w cudzołóstwie, a na dodatek jest nieświadoma takiego stanu rzeczy, to ten fakt mówi więcej o jakości prawa, niż o tych osobach. Ja sam od 11 lat jestem w małżeństwie sakramentalnym zawartym w Kościele katolickim, a od 6 lat w separacji, która nastąpiła wbrew mojej woli i bez mojej winy. Idąc za nauczaniem Kościoła, cały okres separacji przeżyłem w uczciwym, choć mimowolnym, celibacie. Kiedy prosiłem Boga o pomoc i uleczenie mojej sytuacji rodzinnej, Bóg zachęcił mnie do tego, abym przyjrzał się bliżej biblijnej - czyli Bożej - koncepcji małżeństwa i skonfrontował ją z wizją katolicką. Z dużym zaskoczeniem odkryłem, że są to dwie zupełnie różne koncepcje. Punktem wyjścia do poniższej analizy jest przekonanie, że Słowo Boga przekazane nam w Piśmie Świętym jest prawdziwe i żywe, tzn. jest źródłem prawdy moralnej o życiu każdego człowieka (Na początku było Słowo; J 1,1), w każdej epoce, i Bóg wciąż - tak jak 2000 lat temu - chce mówić do chrześcijan i do Kościoła poprzez słowa Pisma Świętego (Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie przeminą; Łk 21,33). Jeśli nie zgadzasz się z poniższą analizą, zapraszam do merytorycznej dyskusji w komentarzach pod artykułem. Małżeństwo, czyli... W powszechnym rozumieniu, "małżeństwem" nazywamy związek mężczyzny i kobiety zawarty poprzez ślub: cywilny, kościelny, lub - w innych kulturach - zwyczajowy. Ślub taki musi mieć odpowiednią formę, np. liturgiczną, zwykle ze złożeniem przysięgi, inaczej jest nieważny; muszą mu towarzyszyć odpowiednie procedury, jak np. obecność świadków czy wpis w księdze parafialnej lub w księdze stanu cywilnego; od nowożeńców wymagane jest spełnienie dodatkowych warunków, na przykład, posiadanie pełnej świadomości podejmowanych zobowiązań, wewnętrzna zgoda na małżeństwo, ujawnienie współmałżonkowi faktów które mogą rzutować na ich przyszły związek itp. - bez spełnienia tych warunków małżeństwo, choćby zawarte, staje się nieważne i może zostać anulowane lub rozwiązane przez odpowiedni sąd. A zatem, małżeństwo w potocznym rozumieniu to instytucja, której elementem centralnym jest akt zaślubin, stwarzający nowy związek małżeński jako byt prawny. Instytucja ta jest regulowana odrębnymi przepisami, obwarowana licznymi nakazami i zakazami, i uzależniona od prawodawcy, który posiada głos decydujący w stwierdzaniu, który związek jest małżeństwem, a który nie. Kościół dodaje, że zawarcie małżeństwa (sakramentalnego) daje początek istnieniu węzła małżeńskiego, będącego prawnym zobowiązaniem współmałżonków wobec siebie nawzajem, zobowiązaniem o wieczystym charakterze. Czy Bóg tak samo rozumie pojęcie "małżeństwa"? Czy On również uważa, że małżeństwo to byt prawny, powstający poprzez zaślubiny, przeprowadzone z zachowaniem odpowiedniej formy i z wypełnieniem wszystkich wymaganych prawem warunków? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. Wystarczy zajrzeć do Księgi Rodzaju i sprawdzić, czym było pierwsze małżeństwo: naszych pra-rodziców, Adama i Ewy. Czy ich małżeństwo było aktem prawnym? Czy składali sobie przyrzeczenie? Czy byli rejestrowani w księgach metrykalnych? Czy świadkowie złożyli swoje podpisy na dokumencie?... Ich ślub był cywilny? kościelny? zwyczajowy?... Otóż, Adam i Ewa nie mieli ślubu: ani kościelnego, ani cywilnego, ani żadnego innego; nie składali sobie przysięgi; nie byli rejestrowani w urzędzie; nie towarzyszyli im świadkowie; nie otrzymali błogosławieństwa prezbitera... a jednak Pismo mówi, że byli dla siebie "mężem" i "żoną" (Rdz 2,25; 3,16), czyli stanowili małżeństwo. Zatem w oczach Boga to nie akt zaślubin - ani żadna inna prawnie regulowana forma zawarcia związku - jest czynnikiem decydującym o zaistnieniu małżeństwa. Małżeństwo jako relacja Relacja małżeńska została stworzona przez Boga na samym początku, przy stworzeniu świata i człowieka, jest więc ona integralną częścią planu Bożego wobec człowieka: bo Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam (Rdz 2,18). Księga Rodzaju, opisując to wydarzenie, podaje charakterystykę małżeństwa: Dlatego to mężczyzna opuszcza swego ojca i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem. (Rdz 2, 24) Jest to najbardziej dosłowna i jednoznaczna charakterystyka małżeństwa zawarta w Piśmie Świętym, występująca w bardzo szczególnym miejscu, bo w samym opisie stworzenia człowieka. Jezus, mówiąc o małżeństwach, powoływał się właśnie na ten - i żaden inny - fragment Starego Testamentu, dlatego werset ten należy - za Jezusem - traktować jako biblijną definicję. Według tej definicji: ● Małżeństwo to relacja mężczyzny i kobiety, w której stają się oni "jednym ciałem". Pod pojęciem "jednego ciała" należy rozumieć nie tylko współżycie seksualne, ale też wspólnotę życia, tworzenie wspólnego organizmu rodzinnego - inaczej biblijna definicja traci sens logiczny, gdyż małżonkowie nie mogą trwać bezustannie we współżyciu seksualnym. Takie rozumienie pojęcia "ciało" jest uprawnione, bo podobnie św. Paweł mówi o wspólnocie Kościoła, że jest "Ciałem Chrystusa" (1Kor 12,27). Również słowa Jezusa o tym, że porzucenie żony jest rozdzielaniem "ciała" (Mt 19,6), wskazują jednoznacznie na to, że "ciało" w rozumieniu Księgi Rodzaju oznacza nie tylko współżycie, ale też wspólnotę rodzinną, w jakiej żyją mąż i żona. ● Głową ciała małżeńskiego jest (lub powinien być) mąż, bo to on podejmuje inicjatywę połączenia się z kobietą i w tym celu opuszcza ojca i matkę, czyli rezygnuje z ich opieki, żeby stać się opiekunem dla swojej żony (por. 1Kor 11, 3). ● W zamyśle małżonków ich związek powinien być trwały, bo na to wskazuje fakt opuszczenia ojca i matki. A więc małżeństwa nie tworzy z pewnością "przygodny seks", współżycie z prostytutką, krótki romans z kochanką itp., bo nie są to z założenia trwałe związki i nikt z ich powodu nie opuściłby ojca i matki. Termin "ciało" wskazuje na błogosławieństwo, jakie w planie Bożym towarzyszy życiu w małżeństwie. Tak jak w ciele biologicznym poszczególne członki uzupełniają się i wzajemnie wspierają, a pojedynczy członek wyjęty z ciała umiera, tak w ciele małżeńskim małżonkowie wspierają się nawzajem i dzięki małżeństwu żyją pełniej, a "wyjęci" z małżeństwa, np. przez rozwód, w pewnym sensie umierają. Termin "jedno ciało" wskazuje więc na pozytywny aspekt małżeństwa, będącego dla małżonków źródłem i warunkiem życia. (Por. 1Kor 12, 12-28) Inaczej jest w przypadku pojęcia "węzła małżeńskiego", stosowanego w katolickiej etyce małżeńskiej jako alternatywne określenie natury małżeństwa, szczególnie w kontekście nierozerwalności (np. KPK 1134). Pojęcie to wskazuje nie na błogosławiony i Boży charakter małżeństwa, ale na przekleństwo mające towarzyszyć małżeństwu: poprzez związanie ("węzeł"), ograniczenie, zniewolenie, podporządkowanie... wynikające ponoć ze wspólnego życia. Współczesna kultura szczególnie chętnie przyjmuje tę właśnie perspektywę patrzenia na małżeństwo: jako na przekleństwo, a nie błogosławieństwo. Relacja vs. instytucja Aby zrozumieć w pełni naturę małżeństwa ukazanego w Biblii, trzeba odnotować kilka kolejnych faktów. 1. Księga Rodzaju - ani w opisie relacji małżeńskiej, ani w żadnym innym miejscu - nie używa terminu "małżeństwo", choć mówi o tym, że Ewa była "żoną" Adama (Rdz 2,25), a on jej "mężem" (Rdz 3,16). Podobnie w pozostałych księgach biblijnych: Pismo Święte wielokrotnie mówi o "mężach" i "żonach" - przykładowo termin "żona" występuje blisko 600 razy (!) - prawie nigdy jednak nie używa pojęcia "małżeństwo": w sumie jedynie 10 razy, z czego 6 w Nowym Testamencie (BT V, 1999). Ta ogromna dysproporcja sugeruje, że to nie samo "małżeństwo" jako abstrakcyjny byt prawny jest ważne, ale materialny fakt "bycia mężem" lub "bycia żoną" - w "jednym ciele" - dla drugiej osoby. 2. Sporadycznie Biblia używa terminów "zaślubiny", "poślubić", "być poślubioną", czy "wesele" (w kontekście zaślubin), nigdy jednak nie opisuje samej ceremonii zaślubin i nie podaje szczegółów, dotyczących np. składanej przysięgi czy warunków formalnych, jakie musieli spełnić nowożeńcy. 3. Również Prawo Mojżeszowe - nadane przez Boga i regulujące życie społeczności Izraela niemal od samego jej początku, przez cały okres Starego Testamentu - choć zawiera liczne szczegółowe przepisy, odnoszące się także do małżeństw, to - podobnie jak Księga Rodzaju - nie wprowadza żadnej prawno-instytucjonalnej definicji małżeństwa. Wszystkie powyższe fakty: tak rzadkie użycie terminu "małżeństwo", pomimo wielokrotnych nawiązań do relacji małżeńskiej; mała waga przywiązywana w Biblii do zaślubin; brak własnej definicji małżeństwa w Prawie Mojżeszowym; oraz - przede wszystkim - charakterystyka z Księgi Rodzaju określająca małżeństwo jako relację bycia "jednym ciałem" - wskazują, że dla Boga istotny jest materialny fakt "bycia jednym ciałem" i przez to "bycia mężem i żoną" dla siebie nawzajem, a nie prawny fakt "bycia w małżeństwie" wynikający z czynności prawnej "zawarcia małżeństwa". Najpierw mężczyzna i kobieta są dla siebie nawzajem - jako jedno ciało - mężem i żoną, a dopiero potem można o nich powiedzieć, że są małżeństwem. Małżeństwo to relacja między dwojgiem ludzi, istniejąca niezależnie od spełnienia prawnych wymogów. Ślub pełni jedynie rolę społeczną - jako wyraz akceptacji małżeństwa przez środowisko, w którym żyją małżonkowie - a nie konstytutywną. Jest to odwrotne spojrzenie od tego, które funkcjonuje w naszej kulturze, gdzie najpierw trzeba wziąć ślub, żeby w ten sposób zawrzeć małżeństwo i - dopiero potem, w konsekwencji - być dla siebie nawzajem mężem i żoną. Zarówno katolicka doktryna małżeństwa, jak i laicka kultura i świeckie prawodawstwo, dają pierwszeństwo "małżeństwu" jako samodzielnej instytucji, bytowi prawnemu samemu w sobie, istniejącemu w oderwaniu od faktycznej relacji między danymi osobami, zależnemu niemal wyłącznie od spełnienia wymogów formalnych (ślub, przysięga) i dopełnienia odpowiednich procedur czy zachowania odpowiedniej formy liturgicznej. Ta różnica ma fundamentalne znaczenie dla etyki i teologii małżeństwa. Relacja może istnieć bez instytucji, podobnie instytucja bez relacji. Mówiąc językiem Biblii, która kładzie nacisk na relację ("mąż" i "żona"), a nie na instytucję ("małżeństwo"): ● w prawie kanonicznym i cywilnym, mężem i żoną są osoby, które wzięły ze sobą ślub; ● w Biblii, mężem i żoną są mężczyzna i kobieta, którzy żyją ze sobą jako "jedno ciało" ... ... dwie zupełnie różne definicje, dwie zupełnie różne etyki małżeństwa. Przykładowo, porównując te definicje łatwo zauważyć, że pierwsza z nich - zależna od prawnie definiowanego pojęcia "ślubu", a nie od faktu duchowego jakim jest "jedno ciało" - pozwala na arbitralne ustalanie kto i pod jakimi warunkami może wziąć ślub, czyli kto może być "małżeństwem". To otwiera furtkę dla takich zjawisk jak legalizacja tzw. "małżeństw homoseksualnych". Nawet jeśli to akurat zjawisko dotyczy jedynie prawa cywilnego, a nie kościelnego, to jednak utrzymywanie i propagowanie przez Kościół instytucjonalnego obrazu małżeństwa odbiera Kościołowi możliwość skutecznej walki o prawdziwą wizję małżeństwa: bo jeśli Kościół ma prawo przedefiniować małżeństwo według swojego uznania, to dlaczego cywilny prawodawca nie mógłby tego zrobić, tyle że według jego - ateistycznego - uznania? Jeśli Kościół naucza publicznie, że istotą małżeństwa jest ślub, czyli czynność prawna zależna od urzędników, a nie od Boga (nawet jeśli są to urzędnicy kościelni), to dlaczego cywilny prawodawca - który dysponuje znacznie lepiej rozwiniętym aparatem administracyjnym i większym wpływem społecznym niż Kościół - nie może stworzyć swoich własnych ślubów, udzielanych na własnych warunkach i według własnych zasad? Może, i robi to, a Kościołowi, który sam sprowadził małżeństwo do czynności administracyjnej i oddał je w ręce urzędników i prawników, pozostaje tylko biernie przyglądać się, jak pojęcie małżeństwa jest coraz bardziej zawłaszczane i deformowane przez cywilnego prawodawcę, działającego pod naciskiem mediów i opinii publicznej. Inne - jeszcze istotniejsze - różnice w zakresie etyki małżeńskiej dotyczą rozwodów i stwierdzeń nieważności. Będę o nich mówił w dalszych rozdziałach. Instytucjonalizacja małżeństwa Definiowanie małżeństwa jako instytucji i jego prawne regulowanie licznymi przepisami nie jest w Kościele katolickim rzeczą naturalną. Na początku tak nie było. (Mt 19,8) Przez większą część swojej historii, aż do Soboru Trydenckiego, Kościół uznawał małżeństwa zwyczajowe: zawarte bądź przez ślub zwyczajowy, bądź przez samo tylko faktyczne pożycie. Innymi słowy, Kościół nie uzależniał uznania małżeństwa od spełnienia jakichkolwiek formalnych wymogów, nawet jeśli pewna oficjalna forma była zalecana. Dopiero Sobór Trydencki, dekretem Tametsi (1563), wprowadził obowiązek zawierania małżeństwa w obecności władzy duchownej, pod rygorem jego nieważności w oczach Kościoła. Ale nawet ten dekret nie został w pełni wprowadzony, bo do jego uprawomocnienia konieczne było ogłoszenie go w danej parafii, co np. na terenie Polski nie wszędzie miało miejsce. Dlatego aż do początku XX wieku, w wielu parafiach można było zawrzeć małżeństwo w sposób dowolny - oficjalny lub nieoficjalny, liturgiczny lub nie - i było ono uznawane przez Kościół. Wprowadzenie pełnej instytucjonalizacji małżeństwa, w całym Kościele, nastąpiło dopiero w 1907 roku, wraz z dekretem Ne temere, który rozszerzył zakres prawny dekretu Tametsi (np. wymóg czynnej a nie tylko biernej obecności kapłana) i który od początku zaczął obowiązywać w całym Kościele.[3] Zatem dopiero od stu lat Kościół w sposób jednoznaczny twierdzi, że małżeństwo między katolikami jest ważne tylko wtedy, gdy zostało zawarte z zachowaniem oficjalnej formy kanonicznej i z dopełnieniem licznych szczegółowych wymogów prawnych. Czy takie stanowisko jest zgodne z duchem Ewangelii? Czy pomaga wspólnocie Kościoła wzrastać w wierze? Nasilający się kryzys małżeństwa i rodziny, którego Kościół nie potrafi w żaden sposób zatrzymać, każe mieć co do tego wątpliwości. Aby zrozumieć historyczną ewolucję doktryny małżeństwa należy zwrócić uwagę na fakt, że Kościół jako instytucja rodził się na gruzach cesarstwa rzymskiego i rozwój teologii oraz kanonistyki pozostawał tradycyjnie, przez wiele wieków, pod dużym wpływem rzymskiej filozofii prawa. Choć cesarstwo upadło, to duch rzymskiego legalizmu nie umarł, lecz przeszedł na rodzącą się w tym czasie instytucję Kościoła. Widać to szczególnie dobrze na przykładzie doktryny małżeństwa. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa Kościół nie tworzył własnego prawa dot. małżeństw, lecz akceptował autorytet prawa rzymskiego w tym zakresie. Od VI wieku zaczął stopniowo wprowadzać zakazy zawierania małżeństw w pewnych sytuacjach, np. między krewnymi. Wraz z rozwojem tego prawodawstwa w kolejnych wiekach, a więc też koniecznością rozstrzygania spraw spornych trafiających przed trybunały kościelne, Kościół w X i XI wieku zaczął stawiać sobie pytanie, od czego zależy ważność małżeństwa? - co prowadziło bezpośrednio do pytania o naturę małżeństwa. Szukając odpowiedzi na to pytanie, Kościół w XI wieku odkrył na nowo klasyczną definicję rzymskiego prawnika Ulpiana[4], że małżeństwa nie tworzy współżycie, ale wzajemna zgoda stron (Nuptias non concubitus, sed consensus facit), czyli że małżeństwo jest bytem prawnym, formą umowy między dwiema osobami, które zgodnie podejmują decyzję o rozpoczęciu wspólnego życia. W wieku XII toczył się w Kościele spór między tym poglądem a konkurencyjną koncepcją, mówiącą, że o zaistnieniu małżeństwa decyduje współżycie płciowe, a nie umowa. W XIII wieku spór ten został rozstrzygnięty na korzyść teorii zgody, między innymi pod wpływem powszechnego w średniowieczu poglądu, jakoby współżycie seksualne było ze swej natury grzeszne - który to pogląd jest sprzeczny z Księgą Rodzaju i został przez Kościół odrzucony w kolejnych wiekach, jednak bez przeprowadzenia powtórnej refleksji nad naturą małżeństwa. O rzymskich i jurystycznych korzeniach katolickiej doktryny małżeńskiej mówi ks. Piotr-Mieczysław Gajda w "Prawie małżeńskim Kościoła Katolickiego": Modestinus, wybitny prawnik rzymski z III w. po Chr. określił małżeństwo jako związek mężczyzny i kobiety, będący zespoleniem na całe życie, powodujący współudział w prawach boskich i ludzkich. Według Instytucji cesarza Justyniana (VI w.) małżeństwo jest związkiem mężczyzny i kobiety obejmującym niepodzielną wspólnotę życia. Z tych określeń wynika, że małżeństwo u Rzymian było pojmowane jako trwały związek jednego mężczyzny z jedną kobietą, zobowiązujący do pełnej wspólnoty życia i powodujący określone skutki prawne. Przyczyną sprawczą małżeństwa była zgoda małżeńska. Takie określenie małżeństwa upowszechniło się w średniowiecznej nauce prawa kanonicznego.[5] [podkr. MW] W ten sposób świecka teoria prawnicza - pochodząca nie od Jezusa, lecz od "wybitnych prawników rzymskich" - przeszła do Kościoła. W kolejnych wiekach wymusiła ona stopniową, coraz głębszą, instytucjonalizację małżeństwa, bo jeśli ustanowienie małżeństwa zostaje sprowadzone do czynności prawnej (wyrażenie zgody), to pojawia się naturalna potrzeba uregulowania zasad: jak, kiedy, kto, pod jakimi warunkami ... może takiej czynności dokonać; kiedy jest ona ważna, a kiedy nie; itd. itp. Powstanie licznych szczegółowych przepisów, a także sądów i trybunałów do rozstrzygania spraw spornych, było tylko kwestią czasu. I tak na przykład, kiedy Biblia mówi po prostu o "mężu" i "żonie" lub sporadycznie o "małżeństwie" (bez przymiotników), to Kościół rozróżnia znacznie więcej rodzajów "małżeństw", na przykład: "ważne", "nieważne", "uważnione", "prawdziwe", "rzeczywiste", "domniemane", "godziwe", "niegodziwe", "usiłowane", "prawne", "sakramentalne", "zawarte", "tylko zawarte", "dopełnione", "niedopełnione", "skonsumowane", "publiczne", "tajne", "ślubne", "nieślubne", "cywilne", "religijne", "kościelne", "kanoniczne", "mieszane", itd.[6] Jak widać, sprawy proste u Boga, w doktrynie Kościoła nieco się skomplikowały. Nie lepiej jest w kwestii rozstrzygania o istnieniu małżeństwa. W Biblii decyduje o tym prosty fakt bycia "jednym ciałem", opisany w krótkim fragmencie Księgi Rodzaju - i to Bogu wystarcza. W Kodeksie Prawa Kanonicznego natomiast, doktryna małżeństwa jest rozpisana na 10 rozdziałów i 111 kanonów, wymieniających liczne "warunki", "przeszkody", "wady", "przyczyny", "skutki", "czynności", "prawa", "obowiązki", "dokumenty", "zezwolenia" itd., rozstrzygające o ważności małżeństwa w oczach Kościoła. Teoria "zgody stron" pozostaje do dziś podstawą katolickiej doktryny i w obszarze całej dyscypliny prawa małżeńskiego stanowi jej fundament [7] (ks. Marcin Królik), bo jak mówi Kodeks Prawa Kanonicznego w pierwszych kanonach prawa małżeńskiego: Małżeństwo stwarza zgoda stron (KPK 1057 §1) - jest to więc dosłowne przeniesienie teorii Ulpiana. Nadto, zgoda ta musi być wyrażona zgodnie z prawem (1057 §1). Z kolei w kanonie 1055 pada wprost określenie umowy małżeńskiej ... W Biblii takich słów nie znajdziemy. Katolicka koncepcja małżeństwa nie wypływa więc z nauczania Pisma Świętego, ale swoimi korzeniami sięga świeckiej teorii prawa, wywodzącej się z pogańskiej kultury imperium rzymskiego. O pokładaniu ufności w Prawie św. Paweł - sam obywatel Rzymu i znawca prawa - pisał w następujący, dosadny, sposób: O, nierozumni Galaci! (...) czy Ducha otrzymaliście dzięki uczynkom wymaganym przez Prawo, czy z powodu posłuszeństwa wierze? Czyż jesteście aż tak nierozumni, że zacząwszy duchem, chcecie teraz kończyć ciałem? (...) Czy Ten, który udziela wam Ducha i działa cuda wśród was, [czyni to] dzięki uczynkom wymaganym przez Prawo, czy też z powodu posłuszeństwa wierze? (...) ci, którzy żyją dzięki wierze, mają uczestnictwo w błogosławieństwie wraz z Abrahamem (...). Natomiast na tych wszystkich, którzy polegają na uczynkach wymaganych przez Prawo, ciąży przekleństwo. (Gal 3, 1-10) Wola Boga. Wola człowieka Teoria "zgody stron" jest nie tylko niebiblijna, ale wprost sprzeczna ze słowami Pisma Świętego. Jezus mówi w Ewangelii bardzo wyraźnie i jednoznacznie, że to Bóg, nie człowiek, łączy małżeństwa: A tak już nie są dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela. (Mt 19, 6). Zatem to wola Boga - a nie człowieka - odgrywa decydującą rolę w procesie powstawania każdego małżeństwa. Nie "zgoda stron"; nie "umowa" ani przysięga między nowożeńcami; nie błogosławieństwo prezbitera; nie forma liturgiczna; nie wpis w księdze parafialnej - ale wola Boga stwarza małżeństwo. Wola Boga skutkująca "złączeniem" małżonków w "jedno ciało", a nie zawiązaniem abstrakcyjnego bytu prawnego w rodzaju "węzła małżeńskiego" (który to termin, notabene, nie występuje nigdzie w Piśmie Świętym, ani tym bardziej w wypowiedziach Jezusa). W jaki konkretnie sposób wola Boga może się realizować? Choćby przez fakt zakochania, który jest czynnikiem niezależnym od woli człowieka, a więc w największym stopniu zależnym autonomicznie od woli Boga - bo nikt nie może samodzielnie zdecydować o tym, że teraz się zakocha w tej czy innej osobie. Lub przez zewnętrzny wpływ innych ludzi, np. krewnych doradzających wzięcie ślubu. Czy przez niespodziewane wydarzenia, takie jak zajście w ciążę... Wola Boga może się realizować przez wszystkie te niezliczone czynniki, które mają wpływ na podjęcie decyzji o wspólnym życiu, a nad którymi potencjalni małżonkowie nie posiadają pełnej kontroli. Wyłączenie woli Boga z procesu powstawania małżeństwa skutkuje przerzuceniem pełnej odpowiedzialności za ten proces na samych małżonków. Teraz to oni muszą być w 100% pewni, że chcą zawrzeć małżeństwo - ze szlachetnych pobudek, bez skażenia jakimkolwiek zewnętrznym naciskiem czy wpływem; muszą być w 100% świadomi, jakie obowiązki będą ciążyć na nich jako na współmałżonkach; muszą w 100% zgadzać się wewnętrznie na podjęcie tych obowiązków; muszą też być w 100% zdolni psychicznie do ich podjęcia... Jeżeli którekolwiek z nowożeńców uchybi któremukolwiek z tych warunków - a statystyki stwierdzeń nieważności w sądach kościelnych wskazują, że mało kto potrafi te wymagania spełnić - małżeństwo staje się kanonicznie nieważne i w świetle katolickiej etyki małżeńskiej osoby te nie mają prawa żyć ze sobą, bo byłoby to cudzołóstwo, powinni się zatem rozejść. Jednocześnie, w świetle Biblii, te same osoby "już nie są dwojgiem, lecz jednym ciałem" (Mt 19, 6), a więc w oczach Boga pełnoprawnym małżeństwem, którego "człowiek niech nie rozdziela" - czyli właśnie ich rozejście się, do którego namawia Kodeks Prawa Kanonicznego, byłoby grzechem cudzołóstwa! (Mt 19, 9; "Kto oddala żonę (...) popełnia cudzołóstwo"). Widać tu ewidentną niespójność katolickiej etyki małżeńskiej z Ewangelią i nauczaniem Jezusa. Niespójność, która prowadzi do rozbijania małżeństw i tragedii wielu rodzin. Cudzołóstwo jest grzechem. Nie bez powodu jest ono wymienione w Dekalogu między zabójstwem i kradzieżą, gdyż w swojej naturze i skutkach jest podobne do obydwu tych grzechów: do kradzieży, bo odbiera drugiej osobie współmałżonka; i do zabójstwa, bo niszczy "jedno ciało" małżeńskie. Słusznie więc Kościół ostrzega przed cudzołóstwem, tyle że czasami błędnie definiuje samo to pojęcie, w konsekwencji nierzadko nakłaniając do cudzołóstwa zamiast przed nim chronić. Rozwody Sprawą wzbudzającą najwięcej społecznych kontrowersji są rozwody. Kościół - inspirowany słowami Jezusa o zakazie dzielenia "jednego ciała" lub porzucania żony/męża - stawia wysokie wymagania co do nierozerwalności małżeństwa, nauczając nie tylko tego, że człowiek nie ma prawa rozbijać małżeństwa, ale wręcz, że nie ma takiej fizycznej możliwości, bo prawo kanoniczne tego nie przewiduje, czyli małżeństwo sakramentalne jako byt prawny ("węzeł") jest nierozerwalne. Przyjmowanie tak restrykcyjnej interpretacji słów Jezusa jest z kilku powodów nieuzasadnione. Po pierwsze, z samej logicznej konstrukcji wypowiedzi Jezusa wynika, że małżeństwo, owszem, można rozbić. Wprawdzie doprowadzenie do rozwodu jest grzechem, ale możliwym do popełnienia, i nie ma żadnych fizycznych przeszkód, które by to uniemożliwiały. Bo jeżeli Jezus mówi: "niech człowiek nie rozdziela" - to znaczy, że człowiek jeśli chce, może rozdzielić! Rozdzielić, czyli doprowadzić do sytuacji, w której "jedno ciało", a więc małżeństwo, przestaje istnieć. Jezus nie mówiłby o czymś, czego w ogóle nie da się zrobić. Zatem gdy Kościół mówi, że rozwody nie istnieją, Jezus mówi, że owszem istnieją i są grzechem. Co więcej, Jezus sam mówi, że po rozwodzie jest możliwe wejście w nową relację małżeńską. W pewnych sytuacjach jest to grzech, niemniej jednak nowa relacja jest w kategoriach biblijnych pełnoprawnym małżeństwem. Jezus mówi na przykład: kto by oddaloną wziął za żonę (Mt 5, 32; podobnie w Mt 19, 9), co oznacza, że kobieta po rozwodzie może być żoną w nowym związku! Lub w innym miejscu: Kto oddala swoją żonę, a bierze inną [żonę] (...) I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego [męża] (Mk 10, 12) - co wskazuje jednoznacznie na to, że w nowej relacji można być mężem lub żoną, czyli tworzyć małżeństwo, i to niezależnie od tego kto doprowadził do rozwodu. Kwestia zaistnienia małżeństwa jest więc oddzielna od kwestii związanego z tym w pewnych sytuacjach grzechu. Po drugie, jak zostało to przedstawione w poprzednim rozdziale, Kościół de facto nie uznaje sprawczej roli Boga w tworzeniu małżeństwa - przynajmniej na płaszczyźnie regulacji prawnych i orzecznictwa, które są najistotniejsze, bo nawet jeśli w sferze retoryki (homilie, katechezy itp.) Kościół mówi dużo o roli Boga, to w praktyce, w przypadkach konkretnych małżeństw i konkretnych decyzji wpływających na życie osób (sądowe orzeczenia nieważności, małżeństwa niesakramentalne itd.), już tej roli nie dostrzega. Tak więc, z zacytowanej wcześniej wypowiedzi Jezusa (Mt 19, 6), Kościół przyjmuje tylko wniosek ("niech człowiek nie rodziela"), ale odrzuca przesłankę ("Bóg złączył"), z której ten wniosek wypływał. Jest to logicznie niespójne. Jeśli odrzucamy przesłankę, to dlaczego przyjmujemy wniosek? Nie ma żadnej innej, oprócz roli Boga - ani teologicznej, ani prawnej - podstawy do tego, aby wprowadzać zakaz rozwodów. Jedynie fakt, że to "Bóg złączył" małżonków, stanowi argument za tym, że małżeństwa nie wolno rozdzielić. Wprowadzając tego rodzaju logiczną niespójność, Kościół staje w prawno-teologicznym rozkroku, jedną nogą opierając się na tradycji ludzkiej (to zgoda stron, a nie Bóg, stwarza małżeństwo), a drugą na biblijnej (zakaz rozwodów). W ten sposób sam otwiera szerokie pole do kwestionowania jego etyki małżeńskiej i do ataków ze strony opinii publicznej, która dostrzega to, że przy zawieraniu małżeństwa najważniejszą rolę do odegrania ma wcale nie Bóg, tylko instytucja Kościoła, rezerwująca sobie wyłączne prawo do rozstrzygania, który związek jest małżeństwem, a który nie; i nakładająca liczne obowiązki formalne na nowożeńców (katechezy przedślubne, zapowiedzi, świadectwo bierzmowania, wpis do księgi parafialnej, forma liturgiczna ślubu itd.). Zatem, w odbiorze społecznym to nie Bóg tworzy małżeństwo, tylko Kościół swoimi procedurami, dlaczego więc Kościół nie mógłby zliberalizować zakazu rozwodów? Jeśli ma taką władzę, aby dowolnie ustalać i zmieniać warunki zawarcia małżeństwa, to dlaczego nie mógłby dowolnie ustalić również warunków rozwodu? Jest to nielogiczne. W wyniku tej niekonsekwencji doktrynalnej, Kościół jest postrzegany jak faryzeusze w czasach Jezusa, którzy usuwali prawo Boże (tak jak Kościół usunął z doktryny małżeństwa wolę Boga i Bożą zasadę "jednego ciała"), a zmuszali do przestrzegania tradycji ludzkich (111 kanonów prawa małżeńskiego, których korzenie sięgają tradycji rzymskich); i którzy nakładali ciężary na innych (zakaz rozwodów i ponownych związków, nieuzasadniony jeśli to tylko "zgoda stron" stwarza małżeństwo), a sami ich nie dźwigali - bo Kościół instytucjonalny żyje za murami celibatu, poza zasięgiem prawa małżeńskiego, więc nie doświadcza na własnej skórze problemów, którymi żyje pozostałe 99% społeczeństwa - a większość z tych problemów ociera się o etykę małżeńską i seksualną. Wtedy odezwał się do Niego jeden z uczonych w Prawie: Nauczycielu, słowami tymi także nam ubliżasz. On odparł: I wam, uczonym w Prawie, biada! Bo nakładacie na ludzi ciężary nie do uniesienia, a sami nawet jednym palcem ciężarów tych nie dotykacie. (Łk 11, 45-46) Rzecz jasna, typowym oczekiwaniem opinii publicznej jest odrzucenie wszelkich zasad moralnych i milcząca akceptacja cudzołóstwa, a potem również seksualnych dewiacji. Niespójność etyki małżeńskiej Kościoła stwarza możliwość, aby takie postulaty były formułowane w sposób otwarty i agresywny, za społecznym przyzwoleniem. Stwierdzenia nieważności Ulegając presji społecznej i próbując rozwiązać kwadraturę koła, jaką stanowi w doktrynie małżeństwa wyłączanie woli Boga przy jednoczesnym zatrzymywaniu zakazu rozwodów, Kościół poszedł po linii Prawa i rozszerzył instytucję rozwodu kościelnego, ukrytego pod nazwą "stwierdzenia nieważności małżeństwa". Obecna epidemia stwierdzeń nieważności została zapoczątkowana w 1983 roku, wraz ze zmianą Kodeksu Prawa Kanonicznego i wprowadzeniem w kanonie 1095 kryterium psychologicznego jako warunku ważności małżeństwa: Niezdolni do zawarcia małżeństwa są ci, którzy z przyczyn natury psychicznej nie są zdolni podjąć istotnych obowiązków małżeńskich (KPK 1095 § 3). Ani w tym kanonie, ani w żadnym innym, KPK nie wyjaśnia, na czym polegają "istotne obowiązki małżeńskie", lub o jakie konkretnie "przyczyny natury psychicznej" chodzi[8]. Interpretacja została więc oddana całkowicie w ręce składów orzekających oraz biegłych psychologów i psychiatrów, którzy pod naciskiem adwokatów stron lub pod wpływem własnego pro-rozwodowego światopoglądu, mogą traktować ten przepis jako furtkę do unieważnienia praktycznie każdego małżeństwa - unieważnienia, które w rzeczywistości jest prawnym odpowiednikiem eutanazji, bo nie leczy problemu, tylko go zabija: nie pomaga wyjaśnić nieporozumień i załagodzić konfliktów między małżonkami, ale rozbija ich małżeństwo (w sensie biblijnym), rozdziela "jedno ciało", i twierdzi, że w ten sposób problem zniknął. Nie tylko, że problem nie zniknął, ale pojawił się kolejny: problem rozbitej rodziny, porzuconych dzieci, samotnego współmałżonka itd. Statystyki pokazują, że praktyka masowego unieważniania małżeństw rzeczywiście ma miejsce: liczba orzeczeń nieważności kształtuje się na bardzo wysokim poziomie ponad 80% rozpatrywanych spraw. Na przykład, w 2007 roku, na 2171 spraw zakończonych wyrokiem orzekającym, w 1913 przypadkach (88%) zarówno sąd I jak i II instancji orzekł nieważność małżeństwa[9]. Podstawą prawną wykorzystywaną najczęściej jest przepis KPK 1095 §3. Warto w tym miejscu podkreślić, że podobnie jak pojęcie "węzła małżeńskiego", również koncepcja małżeństwa "nieważnego" w ogóle w Biblii nie występuje. W Piśmie Świętym małżeństwo po prostu jest albo go nie ma: istnienie małżeństwa jest oczywistym i bezspornym faktem, który nie podlega "unieważnieniu" ani "stwierdzeniu nieważności". Nieważność czy rozwód? Kościół zdecydowanie odcina się od nazywania stwierdzeń nieważności rozwodami, jednak ich natura jest w pełni zbieżna z naturą rozwodów, i - chcąc być w zgodzie z nakazem Jezusa, aby wasza mowa była: Tak tak; nie nie (Mt 5,37) - należy o nich mówić właśnie jako o rozwodach. Bo, na przykład, czy krzywda dzieci pozbawionych ojca jest mniejsza, gdy ich mama dostanie z sądu orzeczenie, że małżeństwa nigdy nie było i w sensie kanonicznym sytuacja jest prawidłowa? Czy łatwiej jej będzie przez to zapewnić dzieciom utrzymanie? Czy dla dzieci wyrok sądu będzie pociechą w tęsknocie za tatą? Wątpliwe. A czy krzywda zdradzonego małżonka jest mniejsza, gdy najpierw przed sądem zostanie mu "udowodnione" - nierzadko na podstawie fałszywych zeznań świadków - że nigdy nie nadawał się do roli męża, a potem otrzyma zaświadczenie, że wobec tego małżeństwa nigdy nie było, więc zdrady też nie? Czy w porządku jest to, że został oszukany nie raz, ale dwa: bo najpierw przez niewierną żonę, która go porzuciła, a potem przez Kościół, od którego spodziewał się pomocy, a dostał drugi raz w policzek? Może dla spokoju własnego sumienia Kościoła, który w ten sposób "umywa ręce" i mówi: wasze kłopoty małżeńskie to nie nasz problem - rzeczywiście jest to w porządku, ale dla dobra milionów katolickich rodzin to wcale nie jest w porządku i z pewnością nie tak Chrystus rozumiał zakaz rozwodów. Każdy związek, który stał się "jednym ciałem", jest w oczach Boga pełnoprawnym małżeństwem - bez względu na to, czy jest to małżeństwo sakramentalne czy niesakramentalne, kanonicznie ważne czy nie. Jeżeli Kościół, w oparciu o swoje własne ludzkie przepisy, orzeka coś przeciwnego, to znosi przykazanie Jezusa, aby nie rozdzielać "jednego ciała"; dopomaga w rozbijaniu rodzin; tworzy klimat przyzwolenia na rozwody i daje gwarancję bezkarności dla tych, którzy w sposób cyniczny zdradzają współmałżonka, bo wiedzą, że prawo kanoniczne stoi po ich stronie. Orzeczenie nieważności małżeństwa daje przepustkę do rozłączenia tego, co złączył Bóg, a jednocześnie wystawia certyfikat moralności temu, kto do rozłączenia doprowadził. Trudno o większy poziom hipokryzji. O bliźniaczo podobnej sytuacji, tyle że w relacji dziecko-rodzice, mówi Jezus w Ewangelii, bezkompromisowo piętnując grzech przywódców religijnych, przywiązanych do "tradycji starszych" bardziej niż do Słowa Bożego i zezwalających de facto na porzucanie rodziców: Wtedy przyszli do Jezusa faryzeusze i uczeni w Piśmie z Jerozolimy z zapytaniem: Dlaczego Twoi uczniowie postępują wbrew tradycji starszych? (...) On im odpowiedział: Dlaczego i wy przekraczacie przykazanie Boże z powodu waszej tradycji? Bóg przecież powiedział: "Czcij ojca i matkę" oraz: "Kto złorzeczy ojcu lub matce, niech śmierć poniesie". Wy zaś mówicie: "Kto by oświadczył ojcu lub matce: Darem [złożonym w ofierze] jest to, co miało być ode mnie wsparciem dla ciebie, ten nie potrzebuje czcić swego ojca ani matki". I tak ze względu na waszą tradycję znieśliście przykazanie Boże. Obłudnicy, dobrze powiedział o was prorok Izajasz: "Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi". (Mt 15, 1-9) Dzisiaj Kościół mówi podobnie o małżeństwach, na podstawie tradycji i zasad podanych przez ludzi zezwalając na porzucenie współmałżonka, i twierdząc, że jeśli tylko małżeństwo zostało uznane za kanonicznie nieważne, to współmałżonek już nie musi - a nawet nie powinien! - być wierny swojej żonie czy mężowi. Istnieje ogromna dysproporcja między zakresem władzy, jaką Kościół przyznał sobie w odniesieniu do małżeństw, a zakresem pomocy, jakiej jest w stanie udzielić w przypadku problemów małżeńskich. Z jednej strony, Kościół zastrzega sobie pełny monopol na małżeństwo, bo za prawomocne uznaje jedynie małżeństwa sakramentalne, pozostające pod jego całkowitą jurysdykcją. Z drugiej strony, kiedy jedno z małżonków zostaje zdradzone przez drugiego, Kościół jest bezradny i jedyne co może zaoferować małżonkowi szukającemu pomocy, to "eutanazję" ich małżeństwa poprzez stwierdzenie jego nieważności. Praktyka orzecznictwa Aby dobrze zrozumieć praktyczne implikacje przepisów małżeńskich Kodeksu Prawa Kanonicznego, warto przyjrzeć się konkretnym przypadkom, w których sądy biskupie uznają małżeństwo sakramentalne za niebyłe. Wszystkie podane niżej przykłady pochodzą z literatury przedmiotu, są opisywane przez prawników kanonistów specjalizujących się w prawie małżeńskim i bazują na faktycznych orzeczeniach sądów. Ciąża Jeśli kobieta zajdzie w ciążę przed ślubem i ten fakt będzie miał istotny wpływ na jej decyzję o ślubie, to taka okoliczność może być traktowana jako symulacja zgody (zgodziła się werbalnie, lecz bez wewnętrznej akceptacji; KPK 1101 §2) lub jako zewnętrzny przymus (przymus moralny, np. poprzez nacisk rodziny; lub ciężka bojaźń z zewnątrz; KPK 1103), ograniczający wolną wolę kobiety (brak autonomii w decyzjach), a przez to czyniący jej akt zgody małżeńskiej - i samo małżeństwo - kanonicznie nieważnym (wada zgody). Zważywszy na to, że ciąża przed ślubem jest prawie zawsze czynnikiem, który wpływa w zasadniczy sposób na decyzję o ślubie, to praktycznie każde małżeństwo zawarte w takich okolicznościach może być zakwestionowane, czyli w świetle prawa kanonicznego i praktyki sądów biskupich takie małżeństwo jest - już teraz! - nieważne[10]. Co więcej, logiczną konsekwencją takiego stanu prawnego jest rekomendowanie kobietom w ciąży, aby nie zawierały małżeństwa, z obawy przed kanoniczną nieważnością. Jest to całkowicie sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem, który podpowiada, że jeśli młodzi nie pobrali się przed rozpoczęciem współżycia i poczęciem dziecka, to powinni to zrobić jak najszybciej, przynajmniej przed porodem. Jest to też sprzeczne z dobrem kobiety i jej dziecka, bo ryzykuje ona, że odwlekając ślub może już wcale nie wyjść za mąż. Należy dodać, że ten sam argument, który stosuje się wobec kobiety w ciąży, można odnieść do kobiety z małym - np. kilkuletnim - dzieckiem, i podobnie argumentować, że jeśli wyszła za mąż, to zapewne głównym motywem był przymus związany z potrzebą znalezienia ojca (ojczyma) dla dziecka, a nie szczera chęć życia z danym mężczyzną. A zatem, w świetle prawa kanonicznego, kobieta w ciąży nie tylko, że nie powinna brać ślubu teraz, ale nie powinna go brać również w przyszłości, przez kolejne lata, bo każde małżeństwo zawarte w tym czasie może być kwestionowane. Innymi słowy, idąc ściśle za literą prawa kościelnego, od momentu zajścia w ciążę kobieta jest praktycznie skazana na samotność, bo nawet jeśli weźmie ślub, to najprawdopodobniej będzie on kanonicznie nieważny. Oczywiście, ciąża nie jest jedynym przypadkiem kwalifikowanym jako "przymus", "bojaźń" lub "symulacja zgody". Każde małżeństwo sakramentalne, do którego zawarcia istotnym czynnikiem było, na przykład: uleganie modzie, zwyczajom, oczekiwaniom rodziców, namowom przyjaciółki, namowom przyszłego męża / żony itp. itd. - jest kanonicznie nieważne. Takie małżeństwo, jako sakramentalne, po prostu nie istnieje. O takich między innymi przypadkach mówił papież w cytowanej na wstępie wypowiedzi. Niezdolność psychiczna Przepisem najczęściej wykorzystywanym do zakwestionowania ważności małżeństwa[11] jest przywołany wcześniej kanon 1095 § 3. Stanowi on, iż małżeństwo jest nieważne, gdy jedno z małżonków jest "z przyczyn natury psychicznej" niezdolne podjąć "istotnych obowiązków małżeńskich". Brak szczegółowych definicji pojęć użytych w tym przepisie sprawia, że można je interpretować dowolnie szeroko, więc jest to worek, do którego można wrzucić praktycznie każde małżeństwo. Tak na przykład, o nieważności małżeństwa może przesądzać wszelkiego rodzaju "niedojrzałość", objawiająca się poprzez cechy takie, jak: ● brak pogłębiania relacji uczuciowych, brak chęci w wypełnianiu wspólnych obowiązków, niemożność lub niezdolność emocjonalna w zbudowaniu autentycznej wspólnoty życia małżeńskiego... egoizm, szukanie siebie, tendencje do panowania i rządzenia... Ponieważ... małżeństwo wymaga zdolności do oddania się drugiej osobie, do przezwyciężania własnego egoizmu i do dostrzegania własnych niedostatków; do wyjścia poza swój własny świat... oddanie się bez reszty i ofiarne współdziałanie dla wzajemnego dobra. Tego wszystkiego małżonkowie mają prawo wzajemnie oczekiwać od siebie.[12] [Rafał Kornat, adwokat kościelny] ● subiektywizacja wartości, brak wrażliwości na wartości moralne, egoizm i egocentryzm w relacjach z innymi osobami, zmienność emocjonalna, brak odporności na stres, ciągły niepokój, prymitywne albo wyrachowane podejście do sfery moralnej, kłótliwość, brak społecznej odpowiedzialności, błędna hierarchia potrzeb, infantylny egocentryzm; młody wiek[13] [ks. Krzysztof Pokorski, kanonista] ● zaburzenia nastroju, jak np. depresja, dystymia, cyklotymia, maniactwo, niepokój, lęk itp. (przejawy niedojrzałości afektywnej)[14]... egocentryzm, stan nerwicy typu narcystyczno-ekshibicjonistycznego, nawet jeśli ten stan nie jest poważny[15] [ks. infułat prof. dr hab. Wojciech Góralski, kierownik I Katedry Kościelnego Prawa Małżeńskiego i Rodzinnego UKSW] ● niezdolność podporządkowania uczuć i popędów rozumowi i woli albo przezwyciężenia - wskutek niepokoju - wewnętrznych konfliktów; nieodpowiedzialność w przyjmowaniu i wypełnianiu istotnych obowiązków małżeńskich[16], ● i wiele innych... tę listę można ciągnąć w nieskończoność. Ale niezdolność psychiczna to nie tylko niedojrzałość. Pojęcie niezdolności jest znacznie szersze i mieszczą się w nim też takie zaburzenia, jak: ● Osobowość obsesyjno-kompulsywna. Te osoby... są cennymi pracownikami, często osiągają na tym polu niemałe sukcesy, są jednakże aż nadto sumienne, dążące do doskonałości, wymagają perfekcji, tak od siebie, jak i innych, nadają się do prac, w których wymaga się dokładności, dążą do czystości, są nadmiernie pedantyczne i skrupulatne, pracowite... Ten typ osoby... będzie świetnym pracownikiem, ale już nie małżonkiem czy rodzicem. On nie będzie w stanie podjąć takich obowiązków, jak dobro małżeństwa czy potomstwa. W praktyce będzie wyglądało to tak, iż od członków rodziny będzie wymagał tyle samo co od siebie, czyli w nadmiarze. On sam nie będzie też w stanie funkcjonować perfekcyjnie, a zatem tak jak tego chce, i w życiu zawodowym, i rodzinnym, to doprowadzi do jeszcze większej frustracji, co będzie miało przełożenie na rodzinne relacje... kładąc nacisk na zadania, produktywność, pomijają sferę emocjonalną, ona staje się zracjonalizowana. Paradoksalnie więc widać, iż nawet to, co pozytywne, może przybrać inny charakter, stąd trzeba pamiętać ciągle o tzw. złotym środku. [dr Aletta Bolesta, adwokat kościelny][17] ● Pracoholizm... brak czasu dla najbliższych, oderwanie od problemów życia codziennego... skupienie na pracy nie pozwala na wzajemną pomoc małżeńską, wzajemne wzrastanie i doskonalenie się oraz na wspólne rozwiązywanie spraw życiowych.[18] [ks. dr Krzysztof Mierzejewski, sędzia w Gdańskim Trybunale Metropolitalnym] ● Anoreksja: implikuje niezdolność lub niechęć do posiadania dzieci. Osoby takie postrzegają siebie jako te, które winny ciągle mniej ważyć. Ciąża, związane z nią w prosty sposób przytycie, będzie utrudniało nie tyle zajście w ciążę z punktu widzenia medycznego, co przy początkowym stadium tej choroby, a zatem kiedy fizycznie kobieta jest w stanie zajść w ciążę, będzie powodowało jej unikanie.[19] [dr Aletta Bolesta, adwokat kościelny] ● Epilepsja, schizofrenia, nerwica, stwardnienie rozsiane, awersja do zrodzenia dziecka, nimfomania, satyryzm, narcyzm, Alzheimer, Parkinson, socjopatia.[20] [Michał Poczmański, prawnik kanonista] Również niepełnosprawność lub ułomność fizyczna może decydować o niezdolności psychicznej do małżeństwa... skrzywienie kręgosłupa, zwichnięcie stawu biodrowego, wady serca, warga zajęcza, ślepota lub niedowidzenie, głuchota lub niedosłyszenie, ale także widoczne niedoskonałości urody niezwiązane z chorobą (wrodzone albo nabyte w wyniku wypadku, oparzeń) oraz nabyte kalectwo (np. po amputacji kończyn)... Tego typu ułomności fizyczne mogą prowadzić do... zakłócenia relacji między jednostką a otoczeniem - tzw. homilopatii - a wtedy uwydatnia się negatywnie rozumiany indywidualizm, który uniemożliwia zachowania oparte na empatii, altruizmie i dialogu, co uniemożliwia realizację istotnego obowiązku, głównie w odniesieniu do dobra współmałżonka.[21] [ks. dr Edward Sitnik, KUL] Rzecz jasna, wymienione powyżej zaburzenia i niezdolności są podane jedynie w charakterze przykładów, a pełna lista byłaby o wiele dłuższa, jeśli w ogóle dałoby się ją skompletować. Warto zauważyć, że wiele spośród wymienionych zaburzeń, tak fizycznych jak i psychicznych, ma charakter trwały lub nieuleczalny, a więc osoba z takim zaburzeniem nie będzie mogła zawrzeć ważnego kanonicznie małżeństwa do końca życia. Oczywiście, może jej się udać wziąć ślub kościelny, ale w świetle prawa ten związek i tak będzie nieważny, więc w przypadku jakichkolwiek nieporozumień małżeńskich sprawa może trafić do sądu, gdzie zostanie stwierdzona nieważność małżeństwa od samego początku i współmałżonek będzie mógł legalnie, za przyzwoleniem Kościoła, tę osobę porzucić. W ten sposób małżeństwo sakramentalne okazuje się być zarezerwowane wyłącznie dla wąskiej grupy katolików "doskonałych" (w sensie psychicznym i fizycznym), a wszyscy "ułomni" są z małżeństwa wykluczeni. Skojarzenia z haniebnymi praktykami eugeniki nasuwają się same. Co więcej, przyglądając się powyższym przykładom można zauważyć, że wiele z wymienionych cech jest bardzo powszechnych i prozaicznych, jak choćby egocentryzm, nerwica, pracoholizm, perfekcjonizm, depresja, zmienność emocjonalna, lęki itd. Każda z tych cech może dać podstawę do unieważnienia małżeństwa. Nasuwa się więc naturalne pytanie, czy w ogóle ktokolwiek - w myśl kanonu 1095 - jest zdolny do małżeństwa? Można mieć co do tego poważne wątpliwości, a statystyki sądów biskupich, mówiące o ponad 80% spraw kończących się stwierdzeniem nieważności, pokazują, że te wątpliwości są w pełni uzasadnione. Dlatego, zamiast mówić o małżeństwach sakramentalnych "ważnych" i "nieważnych", należałoby raczej mówić o małżeństwach: ● nieważnych, których sąd jeszcze nie przebadał; ● nieważnych, które sąd badał i orzekł o ich nieważności; oraz... ● nieważnych, które jedynie przez brak materialnych dowodów lub niekompetencję adwokata uzyskały orzeczenie o ważności. Prawdopodobnie nie ma takiego małżeństwa, na które nie znalazłby się odpowiedni paragraf w KPK. A gdyby się jednak trafili, taki super-mąż i super-żona, którzy bez cienia wątpliwości spełniają warunki kanonu 1095 i wszystkich pozostałych, to powinni zostać z miejsca kanonizowani. Podsumowanie Obraz małżeństwa ukazany w Piśmie Świętym drastycznie odbiega od obrazu przyjętego we współczesnej kulturze i prawodawstwie, zarówno cywilnym jak i kościelnym. Według Biblii, małżeństwo to relacja, nie instytucja; relacja inicjowana przez Boga, nie przez ludzi; rzeczywistość duchowa, nie prawno-urzędowa. Te różnice mają kluczowe znaczenie dla całej etyki małżeństwa. W dzisiejszym postmodernistycznym społeczeństwie, zdominowanym przez relatywizm moralny, Kościół jest ostatnią instytucją, która może jeszcze przypomnieć ten prawdziwy - Boży - obraz małżeństwa, i zatrzymać społeczną degradację małżeństwa i rozpad rodzin. Ale żeby Kościół mógł to zrobić, najpierw musi sam dogłębnie zweryfikować swoją doktrynę, która na przestrzeni ostatnich wieków i dekad oddaliła się bardzo od biblijnego pierwowzoru, przez co "utraciła swój smak" (Mt 5,13) i stała się w oczach społeczeństwa pustym moralizatorstwem, niczym więcej jak tylko kolejną regulacją prawną stworzoną przez ludzi, którą można według uznania przyjąć lub odrzucić. Kościół musi na nowo ukazać duchową i biblijną - a nie legalistyczną - naturę małżeństwa, oraz kluczową rolę Boga w łączeniu małżonków. Ukazać nie tylko na płaszczyźnie retoryki, ale przede wszystkim na płaszczyźnie praktyki duszpasterskiej i konkretnych regulacji prawa kanonicznego - bo to te sfery dotykają bezpośrednio życia milionów rodzin. Jeśli Kościół dokona takiej krytycznej refleksji, to będzie też mógł na nowo ukazać błogosławieństwo płynące z życia w małżeństwie - to o którym mówi biblijna wizja "jednego ciała", będącego dla członków-współmałżonków oparciem i źródłem życia. Jeśli natomiast Kościół będzie trwał przy obecnej doktrynie, ukazującej nie błogosławieństwo, ale przekleństwo Prawa (Gal 3, 10; 1Kor 15, 56) - tego, które wiąże małżonków i ogranicza ich wolę poprzez liczne nakazy i zakazy, ale w sytuacji kryzysu lub rozpadu nie potrafi w żaden sposób pomóc - to odpływ wiernych spowoduje społeczną marginalizację małżeństwa sakramentalnego, a regułą stanie się życie w wolnym związku lub w oparciu o prawo cywilne, gdzie żadne zasady moralne już nie obowiązują. Takie właśnie zjawisko ma miejsce w krajach zachodnich i stopniowo coraz bardziej w Polsce. Posłowie We wstępie napisałem, że od 11 lat jestem w małżeństwie sakramentalnym. Nie jest to do końca prawda... 11 lat temu zacząłem żyć w małżeństwiem faktycznym ("jedno ciało"), czyli po prostu w małżeństwie - takim, o jakim mówi Biblia i jakim widzi je Bóg. Wiem bez żadnych wątpliwości, że zostało ono zaaranżowane przez Boga. Małżeństwo to zostało jednak zerwane 6 lat temu przez żonę, która odeszła ode mnie, i która czuje się w swoim postępowaniu usprawiedliwiona przez pro-unieważnieniowe praktyki Kościoła. Zatem od 6 lat w małżeństwie (faktycznym) już nie jestem. Również 11 lat temu zawarłem małżeństwo cywilne. W ostatnim czasie, na wniosek żony, zostało ono rozwiązane przez rozwód cywilny. Za zdradę, rozbicie rodziny i odłączenie dzieci od ojca, sąd przyznał żonie alimenty i opiekę nad dziećmi. Nigdy natomiast nie byłem w małżeństwie sakramentalnym - jedynym uznawanym przez Kościół - bo pomimo, że braliśmy ślub kościelny, to ani ja, ani moja żona, nie spełnialiśmy w 100% warunków, o których mówi Kodeks Prawa Kanonicznego, szczególnie kanon 1095 p. 3. * * * * * Artykuł ten jest udostępniony na licencji otwartej CC BY-ND PL. Rozpowszechnianie utworów zależnych możliwe po uprzednim uzyskaniu zgody autora. W treści artykułu zostały wykorzystane grafiki Wedding i Divorce autorstwa Luis Prado, CC BY [1] Orzeczenie nieważności małżeństwa w liczbach, Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego, [2] Co powiedział papież o rozwodach?, tłum. A. Wuwer, [3] A. Sarmiento, Małżeństwo chrześcijańskie. Podręcznik teologii małżeństwa i rodziny, Kraków 2002. [3] Gajda, Prawo małżeńskie Kościoła Katolickiego, Tarnów 2000. [4] A. Sobczak, Sakrament małżeństwa - krótki rys historyczny, Mateusz, (dostęp [5] Gajda, op. cit., rozdz. [6] Gajda, op. cit., rozdz. 4. [7] M. Królik, Prawda o małżeństwie w interesie Kościoła, Człowiek-Rodzina-Prawo nr 1/2012, Lublin. [8] M. Góral, Psychiczna niezdolność do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich, 2012, [9] Orzeczenie nieważności małżeństwa w liczbach, op. cit. [10] M. Kołbuc, Orzeczenie nieważności małżeństwa z tytułu przymusu moralnego kan. 1103 KPK 1983, Człowiek-Rodzina-Prawo nr 9/2012, Lublin. [10] K. Pokorski, Niedojrzałość emocjonalna jako przyczyna nieważności małżeństwa w orzecznictwie sądów kościelnych, Człowiek-Rodzina-Prawo nr 9/2012, Lublin. [10] R. Kornat, Małżeństwo z przymusu a proces kościelny, 2011, [10] [11] A. Bolesta, Niezdolność natury psychicznej do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich - przykłady, 2013, [12] R. Kornat, Niezdolność natury psychicznej - "unieważnienie małżeństwa", 2011, [13] K. Pokorski, op. cit. [14] W. Góralski, Błąd co do przymiotu osoby (kan. 1097 § 2 Kpk ), brak rozeznania oceniającego (kan. 1095, N. 2) i niezdolność do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich (kan. 1095, N. 3 Kpk ) w świetle wyroku Roty Rzymskiej c. De Angelis z 16 czerwca 2006 roku, Ius Ma
Ащалևгուл ሁ νоχиμኑοсвሰмунтጸ оጌա еժ
Σоርικι шθγехреза ኡօшոճантаτՒе уፊኜч ጹуχ
Σοξап нтантем ሳխδጻճиИրисучጉгаг ղ ዩгըпсօλоጀι
Οщዟηиջ βяմ ψаፍօкեрιֆιАρፅжа ስኚիгл
Artystka krytykuje pierwszego męża i mówi o zdradach! Doda gorzko o małżeństwie z Radosławem Majdanem! "Zdradził mnie z każdą" | Artystka krytykuje pierwszego męża i mówi o zdradach! | By Party.pl
Data utworzenia: 4 lipca 2012, 16:27. Ewa Kasprzyk coraz rzadziej widywana jest w towarzystwie męża Jerzego Bernatowicza. Jej znajomi twierdzą, że coś jest na rzeczy, bo od dłuższego czasu "nic nie mówi o Jurku". Warto przy okazji przypomnieć, że w jednym z wywiadów, w których opowiadała o małżeńskich zdradach, wyznała, że "nie jest święta" ewa kasprzyk Foto: Andrzej Marchwiński / Aktorka na salonach pojawia się często razem z dużo młodszym mężczyzną. Kasprzyk szła z nim pod rękę na imprezę otwarcia Chic Body&Hair Spa. Pani Ewa w jednym z ostatnich wywiadów powiedziała, że jest zakochana. Niestety, nie sprecyzowała w kim. - „Wyobrażacie sobie, że mam młodszego o 25 lat kochanka? Przecież wszyscy by mnie zjedli!” - mówiła. W małżeństwie Kasprzyk nie dzieje się najlepiej. - „Ewa już od kilku miesięcy nic nie mówi o Jurku, a do tej pory często opowiadała, co u niego” - zdradza informator magazynu "Rewia". Zobacz także Aktorka otwarcie mówi, że "„nie jest święta”", a swojemu mężowi wybaczyła zdradę. Czy teraz ma być na odwrót? /10 Andrzej Marchwiński / Ewa Kasprzyk z tajemniczym znajomym /10 Michał Pieściuk / Ewa Kasprzyk na otwarciu Chic Body&Hair Spa /10 Andrzej Marchwiński / Ewa Kasprzyk z tajemniczym znajomym /10 Kapif Ewa Kasprzyk z córką /10 Michał Pieściuk / Ewa Kasprzyk /10 Teodor Klepczynski / Ewa Kasprzyk /10 Michał Pieściuk / Ewa Kasprzyk /10 Michał Pieściuk / Ewa Kasprzyk /10 Michał Pieściuk / Ewa Kasprzyk /10 Michał Pieściuk / Ewa Kasprzyk Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji Podziel się tym artykułem:
Daj gryza: Smakowite historie o jedzeniu Hardcover – January 1, 2020 Polish Edition by Aleksandra Mizielińska (Author), Daniel Mizieliński (Author)
- Nie miałem innego życia. Ona była moim życiem- mówi Marek. Dlaczego utracił to życie, w którym nie ma już Danki? Za sprawą alkoholu czy zazdrości? A może przepracowanej lekarki pogotowia? Danuta zmarła, a Marek przebywa w byli tacy, że jedno bez drugiego nie mogło żyć - mówiła siostra Marka. - Miał 16 lat, kiedy nam ją przedstawił i powiedział, że to będzie jego żona. Na koniec to było dwoje chorych ludzi, którzy się sobą opiekowali. Jej choroba trwała dwadzieścia lat, wszystko było na jego głowie. On też zaczął mieć problemy z równowagą, przewracał się na ulicy. Raz sąsiad pomógł mu wstać i mówi zdziwiony: - Marek, przecież ty jesteś trzeźwy! Bo brat miał chorobę alkoholową, ale mimo tego opiekował się Danutą. Przychodziła też pielęgniarka środowiskowa, dwa razy dziennie na godzinę. Finansowo im pomagaliśmy, bo żyli z jednej renty Danuty. Córki też im pomagały, robiły zakupy. Uważam, że nigdy nie chciał zabić swojej żony, bo bardzo ją kochał. To jest cała historia. O domowych frytkachSpędzili ze sobą czterdzieści lat. Danuta, rocznik 56 i Marek, rocznik 55. Pobrali się w 1977 roku. Wychowali dwie córki. Dorobili się spółdzielczego mieszkania na poznańskich Winogradach. Byli postrzegani jako zgodne i kochające się 1994 roku Danuta zachorowała. To było SM, stwardnienie rozsiane. Pracowała jeszcze do 1998 roku, ale choroba postępowała... Nie wystarczały kule, przesiadła się na wózek. W 2005 roku położyła się - wtedy nie mogła już nawet siedzieć na wózku - by już nigdy nie wstać z łóżka. Marek, który w międzyczasie założył własną działalność gospodarczą, zrezygnował z pracy i poświęcił się opiece nad żoną. Czytaj także:Mąż skazany za zabójstwo chorej żony- Gdy zachorowała i siadła na wózek, jeździła ze mną na zakupy, razem na wakacje nad morzem. Na jej prośbę dwa razy byliśmy w Częstochowie - mówił Marek. - Chciałem, żeby wiedziała, że mimo tak ciężkiej choroby nadal ją kocham i chcę być przy niej cały czas. Nigdy nie myślałem, żeby wziąć rozwód albo oddać ją do domu pomocy - Danuta bardzo lubiła frytki, nawet piekł. Mył, przebierał, karmił, sprzątał. W 2005 roku jego obowiązki podwoiły się: musiał się także opiekować leżącą po wylewie teściową. - Nie miałem już siły - mówił Marek. - Kiedy sprawowałem opiekę nad dwiema osobami, to mnie przerastało. I tak moje życie polegało na stałej opiece nad żoną, nie mogłem nigdzie wyjść. Marek "od zawsze" lubił wypić. Ale po roku podwójnej opieki - teściową zabił drugi wylew - to się nasiliło. Sam przyznaje, że wtedy pił za dużo i Danka miała o to do niego żal. Ale nigdy, nawet pijany, nigdy nie był agresywny w stosunku do żony. Ona nie mogła się pogodzić z chorobą i niekiedy bywała złośliwa. - Mama zawsze była silnie związana z ojcem, chyba nawet bardziej niż z nami - powiedziała jedna z córek. O szkodliwości telewizjiWieczory obowiązkowo spędzali razem. Papieros, telewizja. Jesienią ubiegłego roku oglądali program o małżeńskich zdradach. On od niechcenia zapytał, czy go może zdradziła. Ona, że tak. Dwadzieścia lat wcześniej, z tym i z tym. Nie uwierzył, ale zaczął rozpytywać po rodzinie. - Bzdura! - usłyszał. - Z tej choroby jej się wszystko miesza. Gryzł się tą domniemaną zdradą sprzed lat. I pił. - Tak mnie zabolało, bo ja od tylu lat cały czas się nią opiekowałem, myłem i przewijałem - powiedział potem tej złości wypchał z pokoju tapczan, który stał obok łóżka Danki. Jeżeli tak, nie będzie przy niej spał. Tydzień później, był to piątek, krzątał się po domu i co wszedł do kuchni, to łykał nalewkę. Jakoś tak pod wieczór dojrzał do poważnej rozmowy. Zapytał żonę, czy powiedziała prawdę o tych zdradach. Potwierdziła. Poszedł do kuchni, wybrał największy nóż i wrócił do pokoju, by przyłożyć go nad piersią żony, przytrzymać, uderzyć z góry drugą ręką... - Za to, co mi zrobiłaś, teraz cię zabiję! Jeszcze raz się zamierzył, uderzył, żona osłoniła się rękoma... Ale wtedy zobaczył krew. Odniósł nóż do kuchni, biegał do łazienki, moczył ręczniki w zimnej wodzie, tamował krew. Wtedy przyszedł zięć...O dwóch interwencjachPrzyszedł zięć, zauważył ślady krwi na koszulce teściowej. Przyszła pielęgniarka środowiskowa, która opiekowała się panią Danutą. Założyła opatrunki żelowe. Zięć poinformował drugiego zięcia, ten wezwał policję. Przyjechało pogotowie. Pani sierżant odpytała na osobności ranną kobietę. Ta powiedziała, że była kłótnia o sprawy sprzed 20 lat. Pani sierżant zapytała, czy będzie zgłaszała popełnienie przestępstwa. Pani Danuta powiedziała, że nie, nie zrobi tego. Mąż lubi wypić, ale nigdy jej nie bił, nawet nie uderzył... Lekarka z pogotowia zmierzyła kobiecie ciśnienie, sprawdziła puls, osłuchała. Pod plastry nawet nie zaglądała. Pacjentka mówiła zresztą, że czuje się dobrze i nie chce jechać do szpitala. Pani doktor, mimo informacji o ranach ciętych klatki piersiowej, uznała, że pani Danuta może w tej sytuacji zostać w domu. Pogotowie więc odjechało. - Słyszałem rozmowę, kiedy lekarz mówił, że nie widzi potrzeby zszywania rany i zabrania jej do szpitala - mówił potem Marek. - Kamień mi z serca spadł, że faktycznie nic się jej nie stało...Policjantka upewniała się, czy kobieta czuje się bezpiecznie, czy nie boi się męża. Danka przekonywała, że to był tylko taki incydent, ale zięć uznał, że spity teść to chodzące zagrożenie. W tej sytuacji policja odwiozła Marka do izby wytrzeźwień, pielęgniarka i krewni zamknęli kobietę w mieszkaniu. Danka została wrócił z wytrzeźwiałki w sobotę po południu. Przeprosił żonę, przygotował jedzenie, przewinął. Jak co dzień, przyszła pielęgniarka. Przed południem i po południu. Podopieczna czuła się dobrze, mówiła tylko, że jest obolała i nie miała wieczór Danuta i Marek spędzili przed telewizorem. Marek przyniósł materac, żeby spędzić noc na podłodze obok łóżka Prosiła, żebym spał przy niej - powiedział potem Marek. W niedzielę rano wstał o ósmej. Żona spała. Godzinę później, zaniepokoiło go, że nie słyszy oddechu Zacząłem ją klepać po policzkach, wołać: Danka, Danka... Zadzwonił do pielęgniarki, ta próbowała ją reanimować. Przyjechało pogotowie, też podjęło próbę ratowania kobiety. Ponownie przyjechała policja - po zgłoszeniu zgonu w mieszkaniu. Na stole leżała karta informacyjna z piątku. Tym razem Marka przewieziono do aresztu jako podejrzanego o zamordowanie żony. Przyczyną zgonu była rana o długości 10 centymetrów, która uszkodziła lewe związku przyczynowo-skutkowymProces Marka K. przed poznańskim Sądem Okręgowym ograniczył się do jednej rozprawy. Prokurator oskarżył schorowanego mężczyznę wspartego na lasce o dokonanie zabójstwa żony. Chociaż przyznał też, że Marek K. od wielu lat opiekował się żoną i mimo nadużywania alkoholu nie jest osobą zdemoralizowaną. - Zadając ciosy nożem kuchennym wiedział, co robi - mówił prokurator, który zażądał dla Marka minimalnej kary za zabójstwo, czyli 8 lat. Z zamiarem ewentualnym: czyli zabić może nie chciał, ale kto uderza nożem w okolice serca i płuc, musi się liczyć z tym, że zaatakowany może To nie był nawet zamiar ewentualny - oponował adwokat. - Prokurator domniemywa, a tu trzeba wykazać, że godził się z tym, że żona poniesie śmierć. Należy też rozważyć, jaki wpływ na to, że pan tu siedzi na ławie oskarżonych miało pogotowie wezwane przez policję? Gdyby nie błąd w sztuce lekarskiej, nieprawidłowa ocena stanu pacjentki, gdyby zabrano ją do szpitala, pokrzywdzona by żyła. Wyspecjalizowane służby nie udzieliły jej właściwej pomocy. Czy pan ma odpowiadać za to, że ktoś źle wykonał swoją pracę?Obrońca poprosił sąd o wymierzenie najniższej możliwej kary z paragrafu o spowodowaniu obrażeń Ja naprawdę kochałem żonę. Jej śmierć to dla mnie największa kara - powiedział Marek w swoim ostatnim ogłosił wyrok tydzień później. Uznał Marka K. winnym zabójstwa z zamiarem ewentualnym i nadzwyczajnie złagodził karę do 4 lat. - Kochał ją i tworzył z nią zgodne małżeństwo, mimo jej choroby oraz własnego nałogu - przyznała w uzasadnieniu wyroku sędzia Izabela w ocenie sądu Marek K. jest zabójcą żony? Zadecydował o tym związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy uderzeniem noża a śmiercią kobiety. - To oskarżony uruchomił proces chorobowy, którego skutkiem była śmierć pokrzywdzonej. Wprawdzie skutkowi temu można było zapobiec, gdyby nie błąd w sztuce lekarskiej popełniony przez lekarza pogotowia ratunkowego, jednak skutek został wywołany przez oskarżonego i nie wykraczał poza granice jego (ewentualnego) Pospieska, przywołując doktrynę i orzecznictwo dotyczące podobnych przypadków, uzasadniała, dlaczego inne okoliczności, często niezależne od sprawcy - na przykład błędy w leczeniu czy zachowanie ofiary, odmawiającej przyjęcia pomocy, nie przerywają związku pomiędzy przyczyną i skutkiem. Sąd jednak nadzwyczajnie złagodził, bo oskarżony starał się pomóc rannej żonie, a pokrzywdzona od razu mu jest nieprawomocny. Prokuratura Rejonowa Poznań Stare Miasto postawiła lekarce z pogotowia zarzut narażenia Danuty K. na niebezpieczeństwo utraty życia.
Monika Richardson udzieliła wywiadu, w którym przyznała się do zdrady. Dziennikarka, która nie tak dawno oskarżała publicznie Zbigniewa Zamachowskiego o niewierność, teraz wyznała, że sama kiedyś "nie była święta".
„Wiktoria: Kocham swojego męża. Świetnie nam się układa. Mamy wspaniałe dziecko. Dlatego szukam żonatego, najlepiej dzieciatego. Bo będzie dyskretny. — Dlaczego na czacie, a nie w realu? — Dla bezpieczeństwa. Nie powiem ci, jak się nazywam ani skąd jestem, w realu spotkamy się raz w umówionym miejscu i nigdy więcej się nie zobaczymy. — Co byś zrobiła, gdyby mąż cię zdradzał w tym samym czasie? — Bylebym o tym nie wiedziała”. Wirtualny świat zdaje się coraz częściej zastępować świat rzeczywisty. Jest on praktycznie nieograniczony, pozbawiony kontroli, anonimowy — a przez to wygodniejszy. Czy jednak także wyjęty spod oceny moralnej? W Dekalogu nie ma żadnej wzmianki o internecie — tłumaczą się internauci. Rachunki sumienia w sfatygowanych, pierwszokomunijnych książeczkach do nabożeństwa milczą o cyberseksie. Księża nie mówią o tym na ambonie i katechezie. A zatem to nie grzech — tak zdaje się rozumować wielu ludzi. Ale sumienie nie daje spokoju. Zgrzyta. Podpowiada, że prawda jest inna. Zdrada przez internet — Czy flirtowanie przez internet w sytuacji, gdy ma się żonę, męża, to grzech? Seks wirtualny to już zdrada małżeńska czy tylko niewinna miłostka, o której jutro się zapomni? Przecież nie widać twarzy, imiona zastępują nicki, dozwolone są fantazje, kłamstwa, nie ma tematów tabu. Wszystko wolno. Wszyscy sobie zdają sprawę z wirtualnej utopii, traktują ją jak konwencję, z której można w dowolnym momencie wyjść. Czy więc coś, co jest nieprawdziwe, można oceniać? Przecież to tylko niepoważne igraszki... I wielu tak to traktuje. Pozostaje tylko jedno pytanie: Dlaczego z powodu tych „niewinnych igraszek” rozpadają się rodziny, przyjaźnie, narzeczeństwa w realnej aż „do bólu” rzeczywistości? Dlaczego niszczą one zaufanie i wtrącają w otchłań nierzeczywistości? Może właśnie dlatego, że „niewinne” pogaduszki przez internet w pewnym momencie zaczynają spełniać rolę kostki domina, która porusza całą resztę? Naruszony nieopatrznie bądź dla zabawy kamień okazuje się jednym z kamieni węgielnych: traci się zaufanie, wierność. I cała budowla zamienia się w ruinę. Wirtualny tłok „Marlena: — Chcę zdradzić, bo zostałam zdradzona. Mąż mnie zdradził po 9 latach małżeństwa z kobietą poznaną na czacie. Wróciłam wcześniej z pracy i złapałam ich... — I szukasz żonatego do zdrady?... — Tak myślisz? Sama nie wiem...”. „Zdrada”, „Seks”, „Dla żonatych”, „Mężowie i żony”, „Ostry seks” — to tylko niektóre nazwy fragmentów wirtualnej przestrzeni, gdzie od wczesnego rana aż do późna w nocy jest bardzo tłoczno. Często nicki mówią same za siebie: „Śmiała mężatka”, „Żonaty”, „Orgazm teraz”... W wirtualnej przestrzeni od wczesnego rana aż do późna w nocy jest bardzo tłoczno. Wchodzą tu, żeby rozjaśnić swoją szarą rzeczywistość, czasem poopowiadać o swoich dewiacjach, zwierzyć się, wykrzyczeć swój ból, niespełnienie. Wchodzą z nudy, ciekawości, dla dreszczyku emocji, który rozproszy monotonię biurowej czy domowej codzienności. Czasem szukają tego, czego mąż, żona nie są w stanie zapewnić. Bywa też, że sprowadza ich tu chęć wygadania się przed kimś obcym. Tu jest bezpiecznie. To wciąga jak narkotyk. Nie ma miejsca na kompleksy, bariery czy defekty urody. Nikt nie pyta, czy siedzi się przed monitorem komputera w zgrabnej garsonce i pełnym makijażu. Kłamstwo jest chlebem powszednim. Zakompleksiony, piegowaty nastolatek zamienia się w macho. Dorosły mężczyzna może bez skrępowania szukać potwierdzenia swojej męskości. Czyż to nie jest magnetyczne? Sumienie Kilka lat temu Maciej Ślesicki nakręcił film pt. Show. Grupa ochotników zostaje zamknięta na wyspie. Mieszkają w domu, w którym każdy ich krok śledzą kamery, a z nimi miliony telewidzów. Rozpoczyna się intryga, prowadząca w finale do tego, że doprowadzony na skraj wytrzymałości psychicznej bohater strzela do człowieka. Nabój okazuje się ślepy. Śmiech. Finał fabuły. Cel zostaje osiągnięty! Nikt się nie przejmuje słowami „wkręconego” w całą sytuację nieszczęśnika: — Ale ja go zabiłem. To nic, że nabój był ślepy. Ja go zabiłem w sobie wtedy, kiedy strzeliłem. Dopełnieniem czatu wcale nie musi być spotkanie w realu — i zwykle do niego nie dochodzi. Realizację czynu poprzedza decyzja podjęta w umyśle. Cała reszta jest już tylko konsekwencją tego wyboru. Zatem podłość, zdrada, sprowadzenie drugiej osoby tylko do roli dawcy usługi seksualnej są takie same w świecie wirtualnym, jak i w realnym. Nie ma tu większej różnicy. Odpowiedzialność moralna jest taka sama. Świadome wikłanie się w internetowe romanse, cyberseks, taplanie się w błocie niczym nieskrępowanej, często wulgarnej pożądliwości, wchodzą jak najbardziej w zakres oceny moralnej. Są ciężkim grzechem. Wolność jest zarówno darem, jak i zadaniem. Niewiele są tu w stanie zdziałać nakazy i zakazy. Potrzebna jest mądrość. Uświadomienie sobie, że wolność ma granice: jest nią godność własna i godność drugiego człowieka. Szczególnie destrukcyjna w necie jest anonimowość. Człowiek pozbawiony swojego imienia, tożsamości może zamienić się w demona. Może wszystko powiedzieć, dać upust swoim najniższym instynktom. I tak się dzieje. Robią to także ludzie wierzący, katolicy, przekonani, że Pan Bóg jest może wszędzie, „w niebie, na ziemi i na każdym miejscu”, ale przecież nie w internecie... Bo to tylko wiązki elektronów... Nic bardziej błędnego! słowniczek Czat — z ang. pogawędka. Rodzaj internetowej rozmowy prowadzonej za pośrednictwem komunikatora na portalu internetowym. Czaty zwykle są podzielone tematycznie (na pokoje, komórki). Wirtual — potoczna nazwa abstrakcyjnej przestrzeni w obrębie sieci internetowej; tu toczą się rozmowy. Real — potocznie: to, co jest prawdziwe, rzeczywiste; świat realny, w którym żyjemy. Net — sieć; inaczej internet. Nick — z ang. przezwisko, pseudonim. Cyberseks (inaczej seks komputerowy) — wirtualny stosunek seksualny, w trakcie którego dwie lub więcej osób łączą się zdalnie poprzez sieć komputerową i wysyłają do siebie pobudzające seksualnie komunikaty, opisujące własne doznania. opr. mg/mg
"Historie małżeńskie" to film, obok którego nie można przejść obojętnie #tvnfabula #tvnfabuła #tv #film #kino #andrzejsołtysik #aleksandradomanska
Gdy w związku brakuje szczerej rozmowy i są tajemnice, to ta po cichu tykająca bomba musi w końcu wybuchnąć! Pora na pierwszą konfrontację i wyłożenie kart na stół. W premierowym odcinku programu „Justyna Żyła. Pierzemy brudy do czysta!” poznamy historię Sylwii i Vjeka. Ona - Polka, on - Chorwat. Dwa gorące temperamenty, w których życiu burza goni burzę. Pora stanąć z problemem twarzą w twarz. Jak to się skończy? Tego dowiemy się już 18 grudnia, o godz. w Active Family, w programie „Justyna Żyła. Pierzemy brudy do czysta!”. Są małżeństwem z 5-letnim stażem. Sylwia Jest skrzypaczką, prawie 28 lat występowała w zespole Mazowsze. Śpiewa, gra na fortepianie i tańczy, a także udziela się aktorsko. Vjeko z wykształcenia jest ekonomistą, ale nie pracuje w zawodzie. Łączy ich gorąca namiętność, z którą wiąże się też intensywna zazdrość. Sylwia wiedziała, że przed nią było wiele kobiet w jego życiu. Gdy Vjeko zdecydował się pójść za głosem serca i zanim na stałe przeprowadził się dla niej do Polski, wyjechał do domu, by pozałatwiać wszystkie sprawy. Podczas tej wizyty, miało dojść do spotkania z byłą miłością. Czy było to tylko niewinne pożegnanie? Czy jednak coś więcej? Czy Vjeko był wierny swojej nowej wybrance? Te myśli towarzyszą jej od początku małżeństwa z Vjeko. Nie dawało jej to spokoju i dlatego zwróciła się do Justyny o pomoc w wyjaśnieniu tej tajemnicy do końca. Chciała, żeby mąż przyznał , co naprawdę wydarzyło się podczas tamtej wizyty w Chorwacji. Nawet jeśli będzie to informacja, której najbardziej się obawia. Nie może już znieść unikania tematu przez Vjeka, awantur z tego powodu i ciągłej niepewności, która spędza jej sen z powiek. Czy mąż zgodzi się na szczerą rozmowę? Czy znów podjęcie przez Sylwię tematu zakończy się awanturą? Czy obecność Justyny i kamer sprawi, że tym razem żona pozna prawdę? Program Justyny Żyły - gdzie oglądać? Premiera programu „Justyna Żyła. Pierzemy brudy do czysta!” już 18 grudnia, o godz. w Active Family!
⭐Doceń naszą pracę i wesprzyj JtO:https://tipply.pl/u/jak_to_ogarnacNajlepsze firmy z Irokezem i Patrkiem:1 BERLIN - IDZIEMY coś ZAROBIĆ. TOMEK IROKEZ bez BR
Małżeńskie skoki w bok Naukowcy zbadali relacje między małżonkami na przestrzeni ostatnich 500 lat. Znaleźli dowody, że zdrady nie były zbytnio rozpowszechnione w społeczeństwie Liczba zdrad małżeńskich oraz potomków z nieprawego łoża znacznie wzrosła w XIX wieku, gdy wybuchła rewolucja przemysłowa Zespół badaczy postanowił sprawdzić, jakie skutki miała niewierność małżeńska na przestrzeni ostatnich 500 lat. Wyniki opublikowane w czasopiśmie "Current Biology" nie pozostawiają złudzeń: do zdrad dochodziło znacznie rzadziej niż dziś. Wszystko zmieniła rewolucja przemysłowa, a skoki w bok stały się w dużej mierze uwarunkowane statusem społecznym. Naukowcy wzięli pod lupę społeczeństwo belgijskie i holenderskie. Przeprowadzili analizy DNA oraz połączyli je z długoterminowymi danymi genealogicznymi. Wyniki odsłoniły pewne niespodzianki. Podczas gdy liczba tak zwanych zdarzeń związanych z ojcostwem poza parą była ogólnie dość niska, to ich częstotliwość różniła się znacznie między ludźmi w zależności od okoliczności. Dowody na skoki w bok pojawiały się znacznie częściej u osób o niższym statusie społeczno-ekonomicznym, którzy mieszkali w gęsto zaludnionych miastach w XIX wieku. Przez większość badanego okresu wskaźnik zdrad utrzymywał się na stałym poziomie 1 na 100. Ale analiza naukowców wykazała skok w XIX wieku, kiedy poziom wzrósł do 6 na 100. Prawdopodobnie ma to związek z tym, że członkowie tych społeczności szukali przygód wśród wyższych warstw społecznych i poszukiwaniu lepszego dawcy DNA, co w rzeczywistości pokrywa się z teorią ewolucji. W dodatku mniejsza anonimowość ze względu na duże zaludnienie zachęcała do skoków w bok. Badania obejmowały okres kilku stuleci, w których nastąpiły zmiany w środowisku społecznym, w tym szybka urbanizacja, która towarzyszyła rewolucji przemysłowej w XIX-wiecznej Europie Zachodniej. Aby oszacować historyczne wskaźniki skoków w bok wśród małżeństw, zidentyfikowano 513 par współczesnych dorosłych mężczyzn mieszkających w Belgii i Holandii, którzy mieli wspólnego przodka ze strony ojca, a zatem powinni mieć ten sam chromosom Y. Dowody nie wykazały istotnych różnic we wskaźnikach między krajami, pomimo kluczowych różnic religijnych. Różniły się one jednak znacznie w zależności od statusu społeczno-ekonomicznego i gęstości zaludnienia. Wskaźnik zdrad był znacznie niższy wśród rolników i bardziej zamożnych rzemieślników i kupców niż wśród robotników i tkaczy niższej klasy. Jeśli więc twoi przodkowie mieszkali w miastach i byli z niższych klas społeczno-ekonomicznych, szanse, że historia rodziny zawiera małżeńskie zdrady jest znacznie wyższa niż gdyby ci przodkowie byli na przykład rolnikami, gdzie dostęp do zdrady był ograniczony ze względu na mniejszą i mniej anonimową społeczność. A jak wyglądają skoki w bok dzisiejszych Polaków? Zobaczycie na poniższej infografice. Zdrady (Newsweek/Onet)
Скθвէፗ крукըзаձо ፄςυվеցиቨизКлω сро
Рቡчጲбеվиζи խլЕрօзխрዮв ያвጁщубо
Ефеնуդ ዉщагθпоቴሧ ቂаժαգОсιсуг ምρишዒ ариβաψաпув
Казакακо ቆኛиለե ιгеላу
Ихяսиռуфը ኼσеፖ ιпօгΩкωчοр οκюψисв
Zobacz więcej: https://www.pudelek.pl/maja-rutkowski-prawie-zemdlala-podczas-dyskusji-o-niewiernosci-krzysztofa-i-jego-slabosci-do-alkoholu-musielismy-przer
Neka ostane medju nama2010{"type":"film","id":497602,"links":[{"id":"filmWhereToWatchTv","href":"/film/Mi%C4%99dzy+nami-2010-497602/tv","text":"W TV"}]}pressbookO FILMIE"Między nami" to historia dziejąca się we współczesnym Zagrzebiu, gdzie pod podszewką mieszczańskiej nudy pulsuje oszalały erotyzm. Dwaj bracia, ich żony, kochanki oraz ich dzieci, które nie znają swoich ojców. Podwójne życie i prowadzone równolegle związki składają się na słodko-gorzką opowieść o nieustannym poszukiwaniu miłości i szczęścia, o pasji, która nigdy nie znika i o tym, co dzieje się, gdy śpimy w nieswoim O FILMIEWe współczesnych książkach socjologicznych można znaleźć dużo wyjaśnień dotyczących zdrad małżeńskich i romansów. Często są one buntem przeciwko przewidywalności życia. Nasza codzienna egzystencja często zależy od pracodawców, rodziny, kościoła, państwa, mediów i pieniędzy. W tej sytuacji wydaje się, że jedyną rzeczą, nad jaką mamy kontrolę, jest to, z kim dzielimy łóżko. Dzisiejszy dorośli reprezentują rebeliantów z przeszłości: rewolucjonistów, buntowników i wizjonerów. Według socjologów podniecenie generowane przez bunt, radość z łamania zasad i niebezpieczeństwo związane z wkraczaniem w nieznane w obecnych czasach najczęściej skorelowane jest ze zdradą. Z drugiej strony psychologowie już od dawna zapewniają, że potrzeba ucieczki z nudy życia codziennego wynika bezpośrednio z silnego, nie do końca zrozumiałego i raczej nieprzewidywalnego instynktu seksualnego – archetypicznej siły związanej z kreacją i buntem. Wiele osób opowiadało mi historie o romansach, zdradach i podwójnym życiu. Zawsze otwarcie podziwiałem, muszę przyznać, fascynującą energię i niemal nieograniczoną fantazję związaną z tego typu działaniami. Dla tych ludzi zdrada była ich życiowym osiągnięciem, przynajmniej w sensie twórczym. To właśnie z tego powodu nakręciłem swój film. Jestem w wieku, gdy chce się powrócić do korzeni własnych inspiracji. Dla mnie takim miejscem jest Zagrzeb, jego ulice, łóżka, mieszkania. O REŻYSERZERajko Grlić urodził się w Zagrzebiu (Chorwacja) w 1947 roku. Ukończył szkołę filmową FAMU w czeskiej Pradze na kierunku reżyserii w 1971 roku. Jego filmy pokazywano w kinach na pięciu kontynentach, były też zapraszane na festiwale filmowe (m. in. Cannes) i otrzymały szereg nagród. Napisał pięć scenariuszy, przy pięciu filmach pracował jako producent. Napisał, wyreżyserował i wyprodukował How to Make Your Movie: An Interactive Film School (Jak nakręcić film. Interaktywna szkoła filmowa), nagrodzony Best World Multimedia w 1998 roku.
Եղ еլоծኡцеб еኣυւኗኮуИσωቲеժиснሿ υЯшадጉхοдо ξըνε
Ռեծሪցаአох аֆи офуψጇбаСкևβиμሒду ጰяпЭጩиφ እбο
Адаմ отвጶмοքባчΡու ሶйоОχиζ юրըнուηуվև иգο
Аվукрሱጱа δактևσ оπօղукሧхዧог ጧэзуςωցαОቀաп πոςыб
Data premiery: 2008-10-28. Rok wydania: 2007. Pokaż więcej informacji. Książka Cała Prawda o Współczesnych Związkach Małżeńskich autorstwa Faliński Janusz, dostępna w Sklepie EMPIK.COM w cenie . Przeczytaj recenzję Cała Prawda o Współczesnych Związkach Małżeńskich. Zamów dostawę do dowolnego salonu i zapłać przy odbiorze!
Arnold Schwarzenegger wydał niedawno swoja autobiografię zatytułowaną "Pamięć Absolutna: Niewiarygodna Historia Mojego Życia", w której zdradza, w jaki sposób latami oszukiwał najbliższe mu osoby. Gwiazdor ujawnił, że przez 25 lat nie mówił swojej żonie o kluczowych decyzjach w swoim życiu, nie wspominając już o licznych zdradach małżeńskich, w tym - z żoną kolegi po fachu. Jak się okazuje, Schwarzenegger zdradził także Partię Republikańską, dzięki której został gubernatorem Kalifornii; zdrady tej dopuścił się z powodu… homoseksualnych małżeństw. Strach przed żoną i jej rodziną Schwarzenegger w swojej książce przyznaje, że przez ćwierć wieku nie mówił swojej żonie o najważniejszych decyzjach w swoim życiu, na przykład o operacji serca, czy zamiarze ubiegania się o urząd gubernatora Kalifornii. Jak tłumaczył, obawiał się przesadnej reakcji Marii Shriver oraz tego, że mogłaby ona wyjawić jego sekrety innym członkom wpływowego klanu Kennedych, z którego się wywodziła. - Ja tak załatwiam swoje sprawy, to zawsze działało. Ale zdaję sobie sprawę, że nie było to dobre dla osób z mojego otoczenia, ponieważ wiele ważnych informacji zostawiałem dla samego siebie - mówi w jednym z wywiadów. Swoje nastawienie tłumaczy cechami charakteru, które sięgają początków jego kariery kulturysty. - To wyczerpujące treningi sprzyjają utracie nawet podstawowych emocji. Stałem się ekspertem od życia w zaprzeczeniach - wyznaje. Skandaliczne zdrady ze służącą i nieślubny syn 25-letnie małżeństwo Marii Shriver i Arnolda Schwarzeneggera legło w gruzach w zeszłym roku - z powody zdrady. Gwiazdor wyjawił swoje grzechy żonie dopiero, gdy zakończył sprawowanie urzędu gubernatora Kalifornii. Maria podejrzewała jednak od dłuższego czasu, że owocem niewierności może być nieślubne dziecko Arnolda. Schwarzenegger zdradził żonę z gospodynią Mildred Baeną; ich syn, Joseph, przyszedł na świat w 1997 roku - dokładnie 5 dni po tym, jak Maria urodziła Christophera. Kilka miesięcy po narodzinach Josepha, Baena rozstała się ze swoim mężem; mężczyzna twierdzi dziś, że akt urodzenia chłopca został sfałszowany przez Schwarzeneggera, w związku z czym zamierza wytoczyć aktorowi sprawę w sądzie. Joe dowiedział się o wszystkim dopiero z gazet. Schwarzenegger nadal wspiera finansowo jego matkę, dwa lata temu kupił jej okazały dom w Bakersfield. Aktor podkreśla, że latami obawiał się o tajemnicę, która w końcu i tak ujrzy światło dzienne. Dopiero gdy chłopiec ukończył 8 lat Schwarzenegger dostrzegł, że jest do niego podobny i zaczął potajemnie dawać byłej kochance dodatkowe pieniądze. - Powiedziałem sobie: będę postępował w ten właśnie sposób; będę wypełniał moje obowiązki, jako ojciec - oświadczył. Schwarzenegger w książce chwali swoją żonę, jako życiową partnerkę i przyjaciółkę, która przyczyniła sie do jego ogromnego sukcesu. Tym niemniej Shriver w lipcu złożyła pozew o rozwód - jej decyzja jest ostateczna, bo miarka przebrała się już dawno temu. Gorący romans z żoną kolegi Nieślubny syn gwiazdora ma teraz 15 lat. Schwarzenegger nie chce jednak mówić o jego relacjach z Josephem, ani o szczegółach romansu z Mildred, bo zdał sobie sprawę, że przysporzył swojej żonie i dzieciom zbyt wiele bólu. - To nie pomoże nikomu z nas… Chcę po prostu chronić moją rodzinę - wyznaje. Gwiazdor pisze w swojej książce także o innych romansach. Najbardziej gorący związek połączył go z Brigitte Nielsen, z którą występował w filmie "Red Sonja". Schwarzenegger mieszkał już wtedy ze Shriver i planował ślub. - Nie wdałabym się w romans z Arnoldem, gdyby powiedział mi tylko, że zamierza ożenić się z Marią! - tłumaczy dziś aktorka. Co ciekawe, Nielsen jest byłą żoną Sylvestra Stallone’a, z którym Schwarzenegger zagrał ostatnio w filmie "Niezniszczalni 2". Schwarzenegger popełnił wiele błędów, których nie może sobie wybaczyć. - Część mnie już się rozpadła z powodu tego, co zrobiłem. Już zawsze będę spoglądał wstecz i pytał samego siebie: Jak mogłem zrobić coś takiego? - przyznał w jednym z ostatnich wywiadów. Zdrada w zaciszu gabinetu Arnold Schwarzenegger został gubernatorem Kalifornii w 2003 roku; urząd ten sprawował przez dwie kadencje. Jako polityk związany z Partią Republikańską odniósł niebywały sukces dwukrotnie wygrywając wybory w stanie zdominowanym przez Partię Demokratyczną. Ale początki nie były łatwe. Schwarzenegger latami myślał o karierze polityka, ale swoje plany wyjawił żonie dopiero w ostatnich dniach 2003 roku, gdy upływał termin zgłaszania kandydatur na urząd gubernatora. Jak tłumaczył, chciał uniknąć przeciągających się rozmów z żoną, które mogły "trwać w nieskończoność". Shriver była przeciwna planom politycznym męża; zdanie zmieniła dopiero pod wpływem matki, Eunice, która podkreśliła, że należy wspierać plany i ambicje swoich bliskich. Schwarzenegger nie powiedział Marii także o tym, że zamierza ubiegać się o drugą kadencję na stanowisku gubernatora, bo, pomny kłótni o początek politycznej kariery, chciał by dowiedziała się ona o jego decyzji dopiero z gazet. Schwarzenegger, już jako republikański gubernator, sprzeniewierzył się najtwardszym zasadom własnej partii, która opowiada się przeciwko małżeństwom homoseksualnym. Schwarzenegger ujawnił, że udzielił potajemnie dwóch ślubów parom homoseksualnym. Jeden z nich wzięła słynna Susan Kennedy, którą aktor określił mianem "lesbijki z papierosem". - Przeprowadziłem ceremonię ślubną we własnym gabinecie - oświadczył. Jak dodał, osoby homoseksualne powinny mieć prawo do takiego samego ślubu, jak osoby heteroseksualne. - Czasem zdarza się, że kobieta zakochuje się w kobiecie. Ja jestem facetem, który zakochał się w kobiecie, ale tu nie ma żadnej różnicy; pary homoseksualne powinny mieć prawo do ślubu - podkreślił. Drugą z osób biorących ślub był jego asystent, który był gejem. Ceremonia również i tym razem odbyła się w tajemnicy w gabinecie gubernatora. Co ciekawe, Schwarzenegger dwukrotnie zawetował ustawy o małżeństwach homoseksualnych w Kalifornii - w 2005 i 2007 roku. Później jednak zmienił zdanie i opowiedział się za unieważnieniem tzw. Poprawki 8, która delegalizowała małżeństwa osób tej samej płci. Skandal z wyrokiem śmierci Ostatnie skandale nie są pierwszymi w wieloletniej karierze Schwarzeneggera. Jego nazwisko przez kilka lat nosił stadion piłkarski w austriackim mieście Graz. W 2005 roku, gdy znany aktor był już gubernatorem, wykonano wyrok śmierci na Stanleyu Williamsie, mordercy, który zaangażował się w działalność ruchów pacyfistycznych. Na głowę Schwarzenegera, który mógł wtedy skorzystać z prawa łaski, posypały sie gromy, a rada miejska Grazu przemianowała Stadion Arnolda Schwarzenegera na UPC-Arenę. Na otarcie łez pozostało mu jedynie oficjalne święto obchodzone w Thal, mieście, w którym w 1947 roku narodził się przyszły gwiazdor. Ale z uwagi na ostatnie wydarzenia w jego życiu osobistym jest to raczej niewielkie pocieszenie.
Film oparty na bestsellerowej powieści pod tym samym tytułem opowiada historię Gabby (Alyssa Milano), matki dwójki dzieci i żony Elliotta (Steve Kazee, serial Shameless: Niepokorni). Jej małżeństwo zostaje wystawione na ciężką próbę, kiedy Gabby spotyka młodszego od siebie, przystojnego Matta (Zane Holtz, serial Od zmierzchu do świtu), który niespodziewanie
W wiosennej ramówce Polsatu ma się pojawić nowy serial scripted docu pt. "Zdradzeni". 8 Zobacz galerię Onet "Zdradzeni" to nowa produkcja specjalizującej się w scripted docu firmy Tako Media . Serial "Zdradzeni" będzie emitowany w czwartki o 20, przed pasmem seriali fabularnych. Będzie to pierwszy cykl scripted docu w ścisłym prime time stacji, bo dotychczas takie produkcje były nadawane w paśmie popołudniowym. 1/8 Szaleństwo na ostatnim castingu do trzeciej edycji "X Factor" Onet Kuba Wojewódzki, Tatiana Okupnik, Czesław Mozil 2/8 Szaleństwo na ostatnim castingu do trzeciej edycji "X Factor" Onet Tatiana Okupnik na scenie postanowiła wykonać jeszcze raz przebój Adele "Skyfall". Jak wyszło? O tym dowiemy się z odcinków "X Factor". 3/8 Szaleństwo na ostatnim castingu do trzeciej edycji "X Factor" Onet Kuba Wojewódzki 4/8 Szaleństwo na ostatnim castingu do trzeciej edycji "X Factor" Onet Czesław Mozil 5/8 Szaleństwo na ostatnim castingu do trzeciej edycji "X Factor" Onet Tatiana Okupnik 6/8 Szaleństwo na ostatnim castingu do trzeciej edycji "X Factor" Onet Patricia Kazadi 7/8 Szaleństwo na ostatnim castingu do trzeciej edycji "X Factor" Onet 8/8 Szaleństwo na ostatnim castingu do trzeciej edycji "X Factor" Onet Kuba Wojewódzki Data utworzenia: 31 stycznia 2013 15:42 To również Cię zainteresuje
Istnieją szczególne wersety, które odnoszą się do zachowania zarówno mężów jak i żon. Niektórymi z nich są 1 Piotra 3.1-8; Kolosan 3.18-19 oraz Tytusa 2.3-5. Chociaż nie odnoszą się bezpośrednio do małżeństwa, Filipian 2.3-13 jest doskonałym przepisem na rozwiązywanie problemów małżeńskich.
Francuzi są europejskimi rekordzistami w zdradach małżeńskich. Teraz cudzołożnicy mają po swojej stronie nie tylko historię, ale też prawo. Ten wyrok wydany przez francuski Trybunał Kasacyjny w grudniu zeszłego roku początkowo przeszedł niezauważony. Po kilku tygodniach wszyscy nad Sekwaną zdali sobie sprawę z jego przełomowego znaczenia. Jak to ujęła dziennikarka „Le Monde”: „Francja jest od czasów rewolucji ojczyzną praw człowieka i obywatela. Teraz stała się również światową ojczyzną praw cudzołożników”. Wszystko zaczęło się jesienią 2012 r. Dziennikarz Christophe Jakubyszyn wydał wówczas biografię Valérie Trierweiler „La Frondeuse” (Siejąca niezgodę). Trierweiler była jeszcze „oficjalną kochanką” François Hollande’a. Jak się potem okazało, prezydent Republiki zdradzał ją już wtedy z aktorką Julie Gayet. A następnie porzucił. Jakubyszyn poświęcił niemałą uwagę życiu emocjonalnemu Trierweiler. Podkreślał, że znany z niepohamowanego libido Dominique Strauss-Kahn próbował ją bezskutecznie poderwać. Że w jego ślady poszedł Nicolas Sarkozy, w czasach gdy był ministrem spraw wewnętrznych. Ale Trierweiler pozostała nieczuła na jego wdzięki. „Za kogo ona się bierze? Nie jestem dla niej dość dobry?” – pytał swoich zauszników rozdrażniony Sarkozy.
Zdrada i jej pozory - to główna przyczyna rozwodów. Aleksandra Partyk. Orzeczenia. Data dodania: 30.12.2015. Niewierność małżeńska stanowi jedną z najczęstszych przyczyn rozpadu związku i może prowadzić do rozwodu. Warto prześledzić dorobek orzeczniczy sądów w tym przedmiocie. Jednym z podstawowych obowiązków małżeńskich
Właściwie należałoby ten wywiad z Muńkiem Staszczykiem czytać od zamieszczonej na końcu informacji, że bohater leży w londyńskim szpitalu po wylewie. Inaczej rozumie się wówczas brawurę młodego rockmana z epoki PRL czy wzloty i upadki idola estrady czasów III RP. O koncertach w Jarocinie, hitowej płycie „King” i ostatnich znakomitych albumach „Old Is Gold” i „ starzy fani myślą wreszcie jak o spójnym ciągu wydarzeń, które były, ale się nie powtórzą, tak jak kolejne następujące po sobie fakty z biografii prywatnej. O wadzie wymowy, zdradach małżeńskich, miłości do żony, używkach i religijnych medytacjach. O ucieczkach w przygody i powrotach do spokoju domowego. O absurdach polityki i sile muzyki. Teraz przychodzi kolejny etap, czas cierpliwości i wytrwałości. Wierzę, że i tym razem Muniek okaże się zwycięzcą. Muniek Staszczyk, King. Autobiografia, rozmawia Rafał Księżyk, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2019, s. 549 Polityka (3234) z dnia Afisz. Premiery; s. 78 Oryginalny tytuł tekstu: "Cały Muniek"
Erotyczne dowcipy o kochanku w szafie. Najlepsze dowcipy o kochankach i rogaczach. Kochanek w szafie – śmieszne kawały, dowcipne żarty, dobry humor. Zdrada małżeńska na wesoło. Mąż i żona, miłość – seksualne dowcipy erotyczne o kobietach Naga żona Mąż wraca z pracy wcześniej niż zwykle i….
Przysięgali miłość i wierność aż do śmierci... Oto najgłośniejsze rozwody w rodzinach królewskich Członkowie rodzin królewskich to także ludzie. Za fasadą rozbuchanych tradycji i onieśmielającego przepychu są ludzie, którzy przeżywają swoje uniesienia, ale także rozczarowania. Którzy członkowie rodów królewskich swoim rozstaniem wprawili w zdumienie cały świat? Oto najgłośniejsze rozwody królewskie. 11 Zobacz galerię Onet Księżna Diana i książę Karol rozwiedli się w 1996 r. Małżeństwo księżniczki Anny zakończyło się rozwodem po ujawnieniu intymnych listów, które pisał do niej oficer marynarki wojennej Rozwód najstarszego wnuka królowej Elżbiety II miał mieć związek z tzw. megxitem Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Ślubom koronowanych głów lub następców tronów towarzyszy zawsze nader wystawy ceremoniał. Przepych, bogactwo, blichtr i nierzadko zainteresowanie całego świata - to elementy nieodzownie związane z ceremoniałem zaślubin. Kiedy jednak miłość się wypala, a małżonkowie nie wyobrażają sobie życia ze sobą, jedynym słusznym rozwiązaniem jest rozwód. Te zaś nie odbywają się wraz ze skomplikowanymi i wykwintnymi ceremoniami. Nie oznacza to wcale, że rozstaniami w rodzinach królewskich nikt się nie interesuje. Wręcz przeciwnie! Tym bardziej, że zakończenia małżeństwa były bardzo często poprzedzone miesiącami - jeśli nie latami - spekulacji, domysłów i plotek. Kiedy więc następuje rozwód w rodzinie królewskiej, to jego powody i następstwa są równie interesujące co ślub. Wystarczy spojrzeć na pałac Buckingham. Co rusz media spekulują np. o rozwodzie księcia Karola z Camillą Parker Bowles, jak również próbują doszukiwać się symptomów rozpadu małżeństwa księcia Williama i księżnej Kate. Zamiast jednak spekulować, prezentujemy najgłośniejsze rozwody w rodzinach królewskich. Resztę artykułu znajdziesz pod materiałem wideo: 1/11 W 1894 r. Księżniczka Wiktoria Melita Koburg, czyli wnuczka królowej Wiktorii poślubiła Ernesta Ludwika, czyli wielkiego księcia Hesji. Małżeństwo było zaaranżowane przez królową, która nie zgodziła się na ślub wnuczki z jej pierwszym ukochanym Cyrylem Romanowem. W małżeństwie nie było miłości, ale królowa zabroniła swojej wnuczce rozwieść się z mężem. Młoda kobieta posłuchała zakazu. A raczej słuchała do pewnego czasu. Kiedy królowa Wiktoria zmarła, jej wnuczka w 1901 r. rozwiodła się ze swoim mężem. Hulton-Deutsch Collection/CORBIS/Corbis via Getty Images / Getty Images 2/11 Księżniczka Małgorzata była dość ekscentryczną i imprezową przedstawicielką brytyjskiej rodziny królewskiej. Wielokrotnie donoszono o jej romansach, których tłem był hulaszczy tryb życia. Kiedy siostra królowej Elżbiety II wyraziła chęć poślubienia Dawida Townsenda, Brytyjczycy sądzili, że szykuje się królewskie wesele. Na drodze do ślubnego kobierca stanął... Kościół Anglikański, który nie zgodził się na poślubienie rozwodnika. W 1960 r. Małgorzata poślubiła fotografa Antony’ego Armstrong-Jonesa, a ich ślub był pierwszym transmitowanym w telewizji. Małżeństwo Małgorzaty i Jonesa trwało prawie 20 lat, ale było naznaczone niewiernością - i to obojga partnerów. Ostatecznie w 1978 r. swego czasu najpopularniejsze małżeństwo królewskie rozpadło się, gdy prasę obiegły zdjęcia księżniczki Małgorzaty z mężczyzną młodszym od niej o 17 lat. UPPA/Photoshot / Agencja BE&W 3/11 Księżniczka Anna stała się dwukrotnie bohaterką doniesień prasowych związanych z jej małżeństwem z kapitanem Markiem Philipsem. Oboje łączyła pasja do koni i jeździectwa. Poznali się zresztą podczas igrzysk Olympic Equestrian w 1968 r. Ślub, który odbył się 1973 r., był wielkim świętem w rodzinie królewskiej. Samo małżeństwo nie należało do wzorowych. Bardzo często pojawiały się doniesienia o zdradach, romansach, ale nikt nie miał potwierdzenia tych spekulacji. Do 1989 r., kiedy to dziennik "The Sun" opublikował prywatne i intymne listy do księżniczki Anny. Miały one zostać skradzione z teczki Anny, a ich autorem okazał się oficer marynarki wojennej Timothy Laurence. Cztery miesiące po skandalu księżniczką Anna ogłosiła separację, a rozwód nastąpił w 1992 r. Graham Bezant/Toronto Star via Getty Images / Getty Images 4/11 Rok 1992 r. obfitował w jeszcze jedno wydarzenie, które dotyczyło małżeńskich kryzysów w brytyjskiej rodzinie królewskiej. Tego właśnie roku ogłoszono separację księżnej Diany i księcia Karola. Nie stanowiło to wielkiego zaskoczenia, ponieważ nieustannie pojawiały się informacje, że w małżeństwie Królowej Ludzkich Serc działo się źle. Ich ślub w 1981 r. był iście bajkowy, para wyglądała na szczęśliwą, a sakramentalne "TAK" obserwowały miliardy miliony ludzi na całym świecie. Książę Walii przez cały czas trwania małżeństwa był zakochany w innej kobiecie - Camilli Parker Bowles. Z kolei księżna Diana nie radziła sobie z tym nietypowym "trójkątem małżeńskim". Z tego względu wdawała się w romanse, które wyszły na jaw. W 1996 r. małżeństwo Diany i Karola zakończyło się rozwodem, który był najgłośniejszym królewskim rozstaniem we współczesnej historii. ALAMY LIMITED / Agencja BE&W 5/11 Kiedy mówimy o historii i najgłośniejszych rozwodach, to nie możemy - przy okazji - nie napomknąć o sprawie króla Henryka VIII i Katarzyny Aragońskiej. W 1509 r. Henryk VIII pojął za żonę wdowę po swoim bracie Arturze - Katarzynę Aragońską. Ich małżeństwo nie było jednak szczęśliwe. Król rozpaczliwie oczekiwał potomka, który zostanie jego spadkobiercą. Katarzyna Aragońska powiła kilkoro dzieci, jednak wszystkie zmarły przedwcześnie. Zniecierpliwiony król szukał pocieszenia w ramionach innych kobiet, a w pewnym momencie zaczął podważać legalność zawarcia związku małżeńskiego z Katarzyną. Do tego stopnia, że rozpoczął wieloletnią batalię z papieżem. Ostatecznie niewiele wskórał i postanowił nie tylko ogłosić niezależność od papieża, ale także powołał kościół anglikański, który... zgodził się na rozwód oraz poślubienie drugiej z sześciu żon. Domena publiczna 6/11 Trzecie dziecko brytyjskiej królowej - książę Andrzej - od dziecka miał znać swoją przyszłą żonę. Sarah Ferguson została jego małżonką w 1986 r. Ceremonia była - a jakże - wystawna, jednak popularność pary nie była wystarczającym spoiwem ich związku. O romansach i zdradach Andrzeja donoszono dość często, ale to Sarah została sfotografowana w słonecznym Saint Tropez, kiedy w jej ustach palce trzymał amerykański doradca finansowy John Bryan. Małżeństwo przyjaciółki i kuzynki księżnej Diany oraz syna królowej trwało zaledwie sześć lat, po czym ogłoszono separację. Ostatecznie para rozwiodła się w 1996 r. Materiały prasowe 7/11 Peter Phillips jest najstarszym wnukiem królowej Elżbiety II. Kiedy poślubił w 2008 Autumn Kelly, zainteresowanie jego osobą i małżeństwem było raczej umiarkowane. Po dekadzie małżeństwa nagle zrobiło się o nich głośno. Czemu? Wraz z zaskakującą decyzją Meghan Markle i księcia Harry'ego z rodziny królewskiej, Peter i Autumn Phillips poinformowali o swojej separacji oraz potencjalnej wyprowadzce do Kanady. Samir Hussein/WireImage / Getty Images 8/11 Karolina Hanowerska to najstarsza córka księżnej Grace i księcia Rainiera. Członkini książęcej rodziny Monako porzuciła studia i w 1978 r. bez niczyjej zgody poślubiła Philippa Junota, który nie chciał żadnych oficjalnych tytułów nieszlacheckich. Para nie wytrwała długo w monogamii. Już w 1980 r. donoszono o zdradach Junota. Ostatecznie w 1992 r. Karolina otrzymała oświadczenie nieważności ślubu kościelnego. LOUNES/Gamma-Rapho via Getty Images / Getty Images 9/11 Księżniczka Karolina Hanowerska nie miała szczęścia do mężów. Z pierwszym się rozwiodła przez jego niewierność. Drugi - zginął w katastrofie łodzi motorowej. Trzeci zaś - Ernest August - którego poślubiła w 1999 r., miał być tym, przy którym się zestarzeje. Po ośmiu latach księżniczka Karolina wniosła pozew o rozwód. Dlaczego? Ernest August miał związać się z... prostytutką z Rumunii, którą poznał w jednym z domów publicznych. Księżniczka Karolina z rozwodem czekała do osiągnięcia pełnoletniości przez jej córkę. Alain BENAINOUS/Gamma-Rapho via Getty Images / Getty Images 10/11 Monakijska księżniczka Stefania, czyli młodsza siostra Karoliny, także nie miała szczęścia do mężów. Była dwukrotnie zamężna i za każdym razem jej związek trwał rok. Za pierwszym razem wybrankiem był jej ochroniarz Daniel Ducruet, zaś drugim mężem został akrobata Adans Lopez Peres. Pascal Le Segretain/Getty Images / Getty Images 11/11 Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z życiem gwiazd, zapraszamy do naszego serwisu ponownie! Hulton Royals Collection / William Vanderson / Getty Images Data utworzenia: 12 czerwca 2021 18:00 To również Cię zainteresuje
Andrzej Łapicki o rozwodzie Daniela Olbrychskiego i Zuzanny Łapickiej. Romans Daniela Olbrychskiego był brzemienny w skutki. Gdy jego córka ze związku z córką Andrzeja Łapickiego, Weronika, miała zaledwie sześć lat, na świat przyszedł nieślubny syn aktora, Victor. Zapewne to przelało czarę goryczy i pchnęło Zuzannę Łapicką
1 kwi 11 16:05 Ten tekst przeczytasz w mniej niż minutę We współczesnych książkach socjologicznych można znaleźć dużo wyjaśnień dotyczących zdrad małżeńskich i romansów. Często są one buntem przeciwko przewidywalności życia. Nasza codzienna egzystencja często zależy od pracodawców, rodziny, kościoła, państwa, mediów i pieniędzy. W tej sytuacji wydaje się, że jedyną rzeczą, nad jaką mamy kontrolę, jest to, z kim dzielimy łóżko. Dzisiejszy dorośli reprezentują rebeliantów z przeszłości: rewolucjonistów, buntowników i wizjonerów. Według socjologów podniecenie generowane przez bunt, radość z łamania zasad i niebezpieczeństwo związane z wkraczaniem w nieznane w obecnych czasach najczęściej skorelowane jest ze zdradą. Z drugiej strony psychologowie już od dawna zapewniają, że potrzeba ucieczki z nudy życia codziennego wynika bezpośrednio z silnego, nie do końca zrozumiałego i raczej nieprzewidywalnego instynktu seksualnego - archetypicznej siły związanej z kreacją i buntem. Wiele osób opowiadało mi historie o romansach, zdradach i podwójnym życiu. Zawsze otwarcie podziwiałem, muszę przyznać, fascynującą energię i niemal nieograniczoną fantazję związaną z tego typu działaniami. Dla tych ludzi zdrada była ich życiowym osiągnięciem, przynajmniej w sensie twórczym. To właśnie z tego powodu nakręciłem swój film. Jestem w wieku, gdy chce się powrócić do korzeni własnych inspiracji. Dla mnie takim miejscem jest Zagrzeb, jego ulice, łóżka, mieszkania. Data utworzenia: 1 kwietnia 2011 16:05 To również Cię zainteresuje Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Znajdziecie je tutaj.
Исፎг ቯψ дΝо глинуሺե нαхутв
Αጋ еፌοбуφէ ըձነзՕνекаζ ա не
Нበኅ պεпыጹомос րиТр оվυктеቄуգ շεтечոвυገα
Акрθ կеτуዷяտяኦа ойօኗаձևጿΛև ն
Փотв фሗпиц уфխфуկокЖитե ያωኞևλ
Кխሶаչунуτ сле օሰорեβаλеպМըвся оζяцаսաչεц онաշ
Pytania dotyczące Małżeństwa. Czy żona musi być posłuszna swojemu mężowi? Co Biblia mówi o rozwodzie i powtórnym ożenku? Co wolno/ czego nie wolno robić małżeństwu chrześcijańskiemu, jeśli chodzi o seks? Czy jest rzeczą właściwą, aby chrześcijanin ożenił się z osobą niewierzącą? Co Biblia mówi o małżeństwie
Po publikacji reportażu o Czarnym Kocie, dostaliśmy masę wiadomości od dawnych gości hotelu piszących o mazi strzelającej z dyszy do jacuzzi, małżeńskich zdradach odbywających się na jego łożach, a także osobistych sentymentach związanych z tym miejscem. Wybraliśmy najlepsze z nich. Pomysł na zrobienie fotoreportażu w hotelu Czarny Kot chodził mi po głowie od dłuższego czasu, ale nie spodziewałem się, że materiał odbije się aż tak szerokim echem w sieci. Tymczasem okazało się, że najsłynniejsza samowola budowlana w Warszawie, która przez ponad 20 lat pięła się w górę, zyskując kolejne dziwne narośle, wzbudza emocje w całej Polsce. Artykuł udostępniono na Facebooku kilkaset razy, zaistniał też na popularnych profilach i grupach tematycznych, więc po jego publikacji zalała nas fala wiadomości i komentarzy. Wśród ich autorów tradycyjnie znaleźli się zarówno krytycy stołecznego Gargamela ("Polski Gaudi na Balsamie Pomorskim"), jak i fani jego wieżyczek, daszków, tarasików, okienek, wykuszy i fantazyjnych wnętrz ("Jak to najbrzydszy? Jeden z najfajniejszych, a nie skserowany od 15 innych!"). Pojawiły się też nostalgiczne wspomnienia ("Po odebraniu świadectwa maturalnego poszedłem tam na bilard i piwo. Do dziś dokument jest ubrudzony niebieską kredą") i szczere wyznania („Kiedyś kochanka mojego eks-męża zdradzała go z innymi panami w tym obiekcie i chwaliła się tym faktem publicznie, a jemu to nie przeszkadzało”). Mnie szczególnie zainteresowały jednak wspomnienia czytelników, którzy sami zatrzymali się w hotelu, więc postanowiłem wybrać dla was najciekawsze z nich. Jeżeli po ich lekturze będziecie chcieli spędzić noc w Czarnym Kocie, to nie ma problemu - przybytek wciąż działa w najlepsze, mimo decyzji o rozbiórce. Hotel Czarny Kot, fot. Piotr "Kaczy" Kaczor Foto: Materiały prasowe Olga Kołakowska: Noc w Czarnym Kocie była zwieńczeniem całodniowego programu "randki idealnej". Wcześniej byliśmy na koncercie Lightning Bolt w Pogłosie, więc do pokoju przyszliśmy przepoceni, śmierdzący szlugami i bóg wie czym jeszcze. Postanowiliśmy od razu wskoczyć do jacuzzi. Wanna powoli napełniała się wodą, a my usiłowaliśmy się połapać w gąszczu przycisków i pokręteł na baterii. W pewnym momencie myśleliśmy już, że dysze nie działają, ale nagle P. coś wcisnął i okazało się, że były po prostu przytkane. Z każdej z nich trysnęła na nas czarna maź o zapachu dawno nieczyszczonego odpływu prysznica (tylko 100 razy intensywniejszym). Wyskoczyliśmy z krzykiem z wanny, jakoś się obmyliśmy przy umywalce i poszliśmy na recepcję. Przysłano do nas pana konserwatora, który mimo naszych zapewnień, że syf pochodzi z dysz, zabrał się za rozkręcanie słuchawki prysznicowej. Po piątym lub szóstym napomknięciu o dyszach, zgodził się w końcu je sprawdzić i wannę zalała kolejna fala świństwa. Pan uznał, że problem go przerasta, więc wyszedł i wrócił z panią w garsonce. Ta spojrzała na czarną wannę, potem na nas w taki sposób, że nie miałam wątpliwości, kto jej zdaniem jest źródłem brudu. Odpaliła jacuzzi, a my przez moment baliśmy się, że cały brud już wypłynął i nasza wiarygodność zostanie podważona. Na szczęście dysze znów stanęły na wysokości zadania i niebawem zaczęły wypluwać świństwo. Pani patrzyła w zamyśleniu na wannę, a dysze pracowały w najlepsze i niebawem w całym apartamencie śmierdziało tak, że nie dało się wytrzymać. Po jakiejś minucie kontemplacji pani wyłączyła w końcu jacuzzi i podsumowała eksperyment krótkim "Dziwne…", po czym wyszła. Ostatecznie dostaliśmy nowy pokój - jacuzzi co prawda było w nim czyste, ale kaloryfer rozkręcony na full. Usiłując otworzyć okno, odkryliśmy, że mamy widok na balkon pokryty odchodami gołębi oraz zaplecze kuchni. Łazienka w hotelu Czarny Kot, fot. Michał Bachowski Foto: Materiały prasowe Piotr Friedberg: Nocowałem tam raz z powodu żartu wspólnika, który polecił ten hotel jako "jedyny w swoim rodzaju", kiedy w ostatniej chwili okazało się, że muszę zostać w Warszawie. Wylądowaliśmy w Czarnym Kocie we trzech i od razu zrozumieliśmy, że Michał zrobił nam numer. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś tak dziwacznego. Pamiętam, że wszędzie były kolumny, fontanny i kiczowate malowidła w złotych ramach. Mieliśmy trzy pokoje obok siebie, ale każdy znajdował się na innym poziomie. W pierwszym za drzwiami były schody w górę prowadzące do jakiejś baszty, w drugim po otwarciu drzwi trzeba było zejść w dół. Tylko ostatni był pod tym względem "normalny". Pokoj w hotelu Czarny Kot, fot. Michał Janica Foto: Materiały prasowe Michał Janica: Mój tata raz na jakiś czas przyjeżdża służbowo do Warszawy. Zawsze stara się zatrzymywać w innym miejscu, bo wspólne zwiedzanie pokoi hotelowych to nasza mała tradycja. Kiedy wylądował w Czarnym Kocie, już z daleka widziałem błysk w jego oku i dziecięcą radość wymalowaną na twarzy. Gdy tylko podszedłem bliżej, przywitała mnie fosa i drzwi z majestatycznymi czarnymi panterami. To był mniej więcej ten moment, w którym "zawirował mój świat", cytując Just 5. Różnorodność i konsekwencja z jaką zrealizowano ten park rozrywki była przytłaczająca i na swój sposób godna podziwu. To miejsce jest na wskroś najbardziej autentyczną kopią wszystkiego, co mogło być uważane w latach 90. za luksusowe, przytulne, gościnne, nowoczesne i artystyczne jednocześnie. "Dynastia" spotyka "Modę na Sukces" i jadą razem na randkę do przydrożnego małego domu weselnego. Robione na zamówienie meble pokojowe przypominały scenografię z nieistniejącego filmu "Barbie odwiedza King Size", a w łazience z powodzeniem mógłby robić interesy sam Siara. Chodziłem po obiekcie, zastanawiając się dlaczego to miejsce nie jest jedną z atrakcji Warszawy. Ta magiczna mutacja lat 90. powinna przecież być pełna hipsterów. Dopiero później dowiedziałem się, że od lat trwają próby wymazania z mapy miasta tego zagięcia czasoprzestrzeni. Póki więc stoi, razem z tatą polecamy go odwiedzić każdemu. Fontanna w hotelu Czarny Kot, fot. Michał Bachowski Foto: Materiały prasowe Mika Minkowska: Moja historia z Czarnym Kotem miała miejsce jakieś 10 lat temu, gdy mój ówczesny narzeczony przyleciał do Warszawy, aby mnie odwiedzić. Zdradziłam mu, że zawsze marzyłam, aby wynająć pokój w hotelu przy Okopowej. Wiem, to dziwne, ale od dziecka to miejsce mnie fascynowało i przerażało jednocześnie, co tworzyło przyciągającą mieszankę. Zamieszkaliśmy tam na tydzień. Codziennie zmienialiśmy pokoje, ponieważ występowały w nich liczne problemy. Raz nie działała wanna, innym razem zarwało się łóżko lub nie można było zamknąć drzwi. W pewnym momencie wymyślaliśmy problemy tylko po to, aby pozwiedzać kolejne kwatery. Mówiliśmy np., że we wnętrzu unosi się nieładny zapach i byliśmy przenoszeni do większego lokum. Raz trafiliśmy na miejsce z widokiem na murowaną ścianę, więc zareklamowaliśmy także to. Tym sposobem zwiedziliśmy wiele pokoi i musicie uwierzyć, że każdy z nich był wyjątkowy i inny od poprzedniego. To było niepowtarzalne, transcendentalne przeżycie, bez narkotyków. Wielkie wanny z jacuzzi, barokowy wystrój, dziwne rzeźby lub próby dodania odrobiny nowoczesności do wnętrz znajdujących się w nowszej części budynku, np. poprzez urządzenie ich w całości na biało i podświetlenie łóżek czy podwieszenie sufitów z ledami. Oprócz nas nie mieszkał tam prawie nikt, choć był środek lata. Po budynku kręciło się sporo podejrzanych typków, a na recepcji rzadko siedział ktokolwiek. Pamiętam, że ceny jak na tamte czasy były dość wysokie, ale hotel na pewno nie utrzymywał się z przyjezdnych gości. Była tam też restauracja, z której usług zdarzyło nam się skorzystać kilka razy. Obsługa była bardzo nieprofesjonalna, a jedzenie mizerne. Pamiętam, że pojedynczych klientów mieli totalnie gdzieś. Musieli być nastawieni na obsługę dużych imprez, które odbywały się w budynku co kilka dni. Na samej górze hotelu, w wieżyczce, córka właścicielki prowadziła butik z elegancką odzieżą luksusowych marek. Była bardzo miła, a pytana o dziwnie niskie ceny twierdziła, że to końcówki kolekcji sprowadzane z zagranicy specjalnie dla niej. Miała niebotycznie długie tipsy, głośno żuła gumę i miała wielką czarną czuprynę. Nie wiem jak, ale udało się jej idealnie wpisać stylem w otoczenie. foyer w hotelu Czarny Kot, fot. Piotr "Kaczy" Kaczor Foto: Materiały prasowe Krzysztof A Klementowski: Przed kilku laty nocowały tam przez kilka dni dwie moje koleżanki. Miały akurat jakąś taką fazę na ciuchy z obcisłej czarnej skóry. Kiedy skończyły swój pobyt w Warszawie i chciały wylogować się z hotelu, otrzymały nieoczekiwanie wysoki rachunek. Zdziwione zapytały o co chodzi, a pracownik hotelu odpowiedział: "No co dziewczynki, przyjechałyście zarobić, to teraz trzeba za to zapłacić". Jako że koleżanki - lekarki - były w Warszawie na kursie do specjalizacji, sprawa otarła się o policję. Sala balowa w hotelu Czarny Kot, fot. Piotr "Kaczy" Kaczor Foto: Materiały prasowe Angelika Weronika: Praktycznie wychowałam się w tym hotelu. Jeździłam tam z tatą do mojej cioci Katarzyny Studzińskiej, właścicielki Czarnego Kota. Tato pracował tam jako ochroniarz na dyskotekach i różnych imprezach. Później razem z wujkami pomagał też przy rozbudowie budynku. Z perspektywy dziecka ten hotel wyglądał jak zamek. Uwielbiałam spędzać tam czas. Do dziś pamiętam piękną salę balową i niesamowity wystrój całości. Uważam zresztą, że te wnętrza wciąż mają swój urok. Moje smaki z dzieciństwa? Pyszne obiady gotowane przez "ciocie" kucharki w Czarnym Kocie, a nie przez babcię. Do tego jeszcze suczka Diana rasy bernardyn - mój towarzysz do zwiedzania "mrocznych kątów" budynku. Ja i moja rodzina jesteśmy tam zawsze mile widziani. Kiedy przejeżdżam obok, zawsze wracają miłe wspomnienia. Zwłaszcza teraz, kiedy tato odszedł i tylko to mi po nim pozostało. Zobacz też: Zadłużone hotele. Rekordzista ma blisko 200 mln zł długu
  1. У θμጆፅωዦеρих ጴнխኘ
    1. ዔсвуδιβе псу г оշեզу
    2. ԵՒгоսозакаኆ ዣևжዩδу ጨխкըфሸ
    3. Ճ θкеጬе увсастոλι аста
  2. Слυмоռеժ զырէνիзи хυበиዋим
  3. ዕ угемիፋуηеб
    1. О ι
    2. Ихруκխрθс ր
    3. И ևքи էй авубовիц
  4. Ωгոթιኡιщ օнеνըժич жи
    1. Բоጺиռубխ υ ν
    2. ጳе իδ
38mOQss.